- To nie jest normalne i sprawiedliwe, żeby kazać nam sprzątać każdą klasę w tej durnej szkole! - warknął Fredrik. - Po jaką cholerę to się przyda? Jedna lekcja z Puchonami i wszystko wróci do poprzedniego stanu…
- Czy ja naprawdę musiałam utknąć na szlabanie akurat z tobą, Weasley? Zaczynam myśleć, że jesteś bardziej irytujący niż Jęcząca Marta - głos zabrała Rosie, w duchu obiecując, że nie zapomni tego dyrektorce.
- Ale rację musisz mi przyznać, wredna Ślizgonko - przewrócił oczami.
- Było wziąć różdżkę geniuszu. Gdyby nie to, że Mcgonagall złapała mnie na korytarzu, siedzielibyśmy sobie każdy w innym kącie i mieli robotę z głowy.
- Cóż… niestety ci nie wyszło i nie siedzimy sobie każdy w innym kącie! A dla twojej wiadomości… Szanowna dyrektorka odbiera nam różdżki przed każdym porannym spotkaniem - odpowiedział.
- Salazarze! Trzymaj mnie, bo zaraz komuś powybijam zęby - Lestrange spojrzała błagalnie ku górze. - Zamknij się głupia ruda istoto i weź do pracy, bo nie zdzierżę przedłużenia kary.
- Ona ma rację, Fred - do rozmowy wkroczył pierwszy raz Thomson. - Poza tym… możemy się trochę zabawić, a nie sprzątać po nudnemu.
- Jest w ogóle takie słowo, jak “nudnemu”? - spytał Fred i wziął się za czyszczenie regałów z dziwnymi słoikami. Nikt z nich nie chciał wiedzieć co tam jest, więc z ulgą przyjęli zajęcie Gryfona.
- Ktoś mówił o tym, by porobić coś kreatywnego? - westchnęła Ross, układając tomy książek.
- Tak… - zaczął Tomm, biorąc rozpęd i rzucając śliskim przedmiotem.
Mokra gąbka dotarła do celu. A co było celem? Teraz już przemoczona koszula panny Lestrange.
- Co wy wszyscy macie z tą wodą?! - warknęła Rosie, czując jak na jej głowie zaczynają pojawiać się loki. - Broń się hipokryto! - teraz to on został trafiony przez mokrą ścierkę.
- Tak chcesz się bawić? Okej, w takim razie… - wziął wiadro i zrobił zamach. W ostatnim momencie jednak zmienił jej trajektorię lotu i skierował strumień na nic niespodziewającego się Fredrika.
- Co wy do cholery robicie?! - krzyknął Weasley, wymachując słoikiem, który usilnie próbował doczyścić.
- Jak to co? Sprzątamy! - zaśmiał się Thomson.
- Oczywiście! Zebrało ci się na bratanie z obślizgłymi wężami, a do tego syfisz!
W odpowiedzi dostał mopem w twarz.
- Weasley nie emanuj zazdrością o swojego narzeczonego, tylko czyść słoik, bo mam wrażenie, że coś chce z niego wyjść i cię zjeść - córka Belli uważnie zmierzyła wzrokiem szklany pojemnik.
- Oh zamknij się, Lestrange!
To była bardzo spontaniczna decyzja, ale jedna z lepszych w jego życiu. Widok złej Rosie ze szmatą oblepioną dziwnym glutem na twarzy, wylądował na górze listy przyjemnych wspomnień. Jednak to, co stało się potem… nie było już takie ujmujące.
- Weasley, wiesz na ile sposobów można zginąć?! - krzyknęła dziewczyna. Fala bólu, którą do tej pory czuła, zaczęła ustępować. W jej umyśle echem odbijała się formułka o szacunku do lepszych. Brunetka zamrugała kilkakrotnie, po czym szturchając jeden regał, wywróciła jego zawartość na chłopaka.
- Cholera jasna! - krzyknął Weasley. Na jego szczęście zawartość nie była ani trucizną, ani kwasem, tylko kolorowym płynem zostawiającym plamy. Szybko się zreflektował i odkręcił przypadkową fiolkę. Postanowił wylać jej zawartość na Rosie.
Nagle drzwi się otworzyły na całą szerokość, a nowa zawartość wiadra, które przygotował Tomm, którego z kolei zamysłem było pogodzić nim Gryfona i Ślizgonkę, wylała się na Jamesa.
- Co do… - zaczął, gdy pierwszy szok minął.
- Potter! Powiedz, czy masz może różdżkę? - zagadnęła Rosie, siląc się na spokój.
- Cooo? - spytał unosząc brwi do góry. - Co. Wy. WYRABIACIE?! Mcgonagall tutaj idzie, idioci…
- Cholera jasna - Thomson złapał się teatralnie za głowę. - Ciekawe co może nam zrobić… szlaban do końca roku?
- Ewentualnie załatwi nam spotkanie rodzinne - skwitowała Ślizgonka. - Weasley chcesz spotkać moich rodziców? Nie? To wysil raz swój rozumek! - pokazała na chłopaka stojącego w wielobarwnej plamie wymieszanej ze szkłem.
- A co mam zrobić bez różdżki? Schować się?!
Lestrange rozejrzała się dookoła.
- Dobra, żartuję, mam różdżkę - syn Złotego Chłopca pokręcił głową z lekkim uśmiechem. - Uspokój się Lestrange, załatwię to!
- Ale panie Szlachetne Serduszko… Nasz wybawco. Zamilcz - odpowiedziała nazbyt spokojnym tonem.
- Spadaj Ślizgonko. Fredrik, chodź tu!
Rosie zignorowała zaistniałą sytuację i ponownie zaczęła szperać w eliksirach. James wyczyścił ubranie pozostałej trójce jak i samemu sobie, czekając przy wyjściu na dyrektorkę.
Mcgonagall przekroczyła próg klasy i od razu zlustrowała ją wzrokiem.
- Wszyscy obecni?
- Tak pani psor - uśmiechnął się Tomm.
- Macie dzisiaj ważny sprawdzian z transmutacji, więc w drodze wyjątku zwolnię was z reszty szlabanu…
- Dziękujemy pani profesor - odparł James ukradkowo spoglądając na Rosie.
Dyrektorka opuściła pomieszczenie, nie zamykając za sobą drzwi. W jednej chwili wszyscy rzucili się na przód, pragnąc jak najszybciej wyjść z pomieszczenia.
Panna Lestrange sięgnęła po jedną z ciekawszych zlewek i wylała jej zawartość na głowę przechodzącego Fred’a. Natychmiast włosy, twarz i ubrania Gryfona były pokryte Odorosokiem.
- Nie żyjesz idiotko! Zgnijesz w męczarniach!
- Tak Weasley. Będę to z całą pewnością ja.
- A nie? - zaśmiał się Tomm.
_
- Kto w ogóle wpadł na pomysł rzucania się mydlinami? - sapnął James wchodząc do Wielkiej Sali.
- Ty w ogóle o to pytasz?!
- Tak Fred, pytam…
- Ja! To ja wpadłem na ten pomysł, a teraz się zamknijcie, bo wszyscy na nas patrzą! - szepnął Thomson, na co przyjaciele umilkli. Zajęli razem miejsca przy swoim stole, zaraz przy gronie nauczycielskim, obok dziewczyn.
- Fred, masz coś na…
- Nawet się nie odzywaj Rose!
- Ale…
- Zamknij się!
- Okej, okej, nie złość się tak - przewróciła oczami. - Zjedzcie porządne śniadanie, bo zaraz mamy sprawdzian z historii magii.
- A nie z transmutacji? - spytał Tomm wytrzeszczając na nią oczy. - Dyrka mówiła, że odpuszcza nam szlaban, bo mamy jakiś teścik…
- Z teorii i praktyki - wtrąciła się Nella. - Mamy dwa, a w sumie trzy. Jeden z historii i dwa z transmutacji.
Fredrik złapał się za głowę.
- Świetnie! Po prostu świetnie...
- E tam, u Binns’a można ściągać - stwierdziła Rose. - Poza tym… dzisiaj piątek, więc może dadzą nam trochę luzu i odpuszczą.
- A ja mam na imię Minerwa - skwitował James.
- I weź tutaj człowieku bądź miły - warknęła Weasley, biorąc do ręki kanapkę i udając się w stronę sali lekcyjnej. Oczy większości Gryfonów skierowały się na jej sylwetkę, gdy opuszczała Wielką Salę.
- A tę co ugryzło? - zapytał Ben, który właśnie dosiadł się obok Thomsona.
Tomm wzruszył ramionami, ale to Potter mu odpowiedział, jednocześnie szybko znikając z pola widzenia dziewczyn.
- Jak to co? Pewnie ma okres…
__
- Pociesza mnie myśl, że to już ostatnia lekcja - westchnęła Rose, prawie kładąc się na ławce.
Ostatnia i najnudniejsza (oczywiście poza historią magii) lekcja - Numerologia. Zazwyczaj ten przedmiot był na prawdę ciekawy, ale nie tym razem. Profesor postanowił zrobić powtórzenie z pierwszego, drugiego, trzeciego, czwartego i piątego roku, stwierdzając przy tym, że nikt nic nie potrafi, co było kompletną nieprawdą. Większość uczniów uczęszczających na jego zajęcia miała numerologię w mały paluszku, więc siedzieli teraz dumając nad nadchodzącym weekendem, bądź rozmyślając nad dzisiejszymi sprawdzianami, które swoją drogą zawierały ⅓ materiału, którego nigdy nie mieli.
- Jedyne co mnie pociesza, to to, że nie ma tu Jamesa… - odpowiedziała panna Nox. - Już dawno dostalibyśmy szlaban, albo zagadałby nas na śmierć.
- Ewentualnie zrobiłby sobie piknik - rozmarzyła się ruda.
- Albo wyczarowałby mini turniej Quidditcha… - stwierdził Tomm zza ich ławki.
- A ja jestem za piknikiem - wtrąciła się Carmen.
- A ja za tym, żebyście się uciszyli! - warknął w ich stronę nauczyciel. - Chyba, że chcecie szlaban…
- Nie trzeba profesorze - uśmiechnął się Thomson.
- W takim razie wracajcie do roboty!
- Nienawidzę go - warknęła Rose po chwili.
Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym rzucił:
- Ja bardziej.
- Nell - szepnęła Carmen. - Możemy porozmawiać?
- A chcesz szlaban?
- Nie…
- To nie teraz - odpowiedziała szatynka.
- Po lekcji? - spytała tamta.
- Mhm… jak znajdziesz czas, to tak.
__
Will Zabini właśnie zmierzał do wyjścia z dormitorium. Chciał uniknąć niepotrzebnych zatargów, dlatego też nie patrząc na nikogo, wyszedł na korytarz. Na ten sam pomysł wpadli Scorpius z Nott’em, więc chcąc, czy nie musieli iść razem.
Między współlokatorami panowała niezręczna cisza, którą w końcu przerwał Timothy.
- Chłopaki mam tego dość! Dogadajcie się wreszcie! - warknął i poszedł szybciej w stronę boiska, nie spoglądając więcej na kumpli.
Scorpius skwitował to pokiwaniem głową i teatralnym gestem rąk.
- Williamie. Teraz nie ma żartów. Musimy się pogodzić. Inaczej panna Timothy pozabija nas we śnie - zagadnął cynicznie.
Zabini wzruszył ramionami, ignorując wredną zaczepkę.
- Zabini… ty na serio wierzysz, że ja tak na serio biorę tę gadkę o godzeniu się? - zapytał blondyn. - Nie jestem babą, żeby przejmować się tyle “sprzeczką”, której nie było. Musisz pozamykać pewne sprawy, ale to już mnie nie dotyczy - Malfoy uderzył otwartą dłonią w swoje czoło.
Will uśmiechnął się krzywo na gest blondyna i skinął głową na znak, że się z nim zgadza.
- To jaka jest taktyka?
__
Liliane wracała z treningu quiddicha. Jej koszulka na plecach była cała mokra. W prawej ręce trzymała pałkarską pałkę i kręciła nią. Była zmęczona, ćwiczenia jakie odbyli były bardzo wyczerpujące. Kapitan, mimo początku sezonu, bardzo dużo wymagał od swojej drużyny. Miał nadzieję, że po roku przerwy uda im się odzyskać Puchar od Krukonów. Lili jednak przez cały trening nie mogła się skupić, przez co szło jej gorzej niż zwykle. Jej myśli zaprzątał Blaid. Jej kuzyn napisał do niej kolejny list. Odebrała go dzisiejszego dnia na śniadaniu. Nie miała jeszcze czasu na odczytanie, a nie chciała otwierać go w Wielkiej Sali. Nie lubiła gdy ktoś czytał lub przeglądał jej korespondencję, co było nieuniknione przy śniadaniu. Gdy tylko coś do kogoś przyjdzie od razu rzuca się na niego chmara zgłodniałych oczu, pragnących nowych informacji, plotek, sensacji. To był chyba już czwarty albo piąty list, jaki otrzymała. Nie narzekała na taki obrót spraw. To odrywało ją od codziennych zmartwień. Na razie nie mówiła Nelli o tym, że ich kuzyn się odezwał. Jednak wciąż uważała, że powinna to zrobić i obiecała sobie oznajmienie jej tego w najbliższym czasie. Z taką myślą weszła do Pokoju Wspólnego, z którego jak najprędzej przeszła do swojego dormitorium i rzucając szybki uśmiech Smith, skierowała się pod prysznic.
__
Starała się iść najszybciej jak mogła, aby tylko ominęła ją rozmowa. Wiedziała, że to najgorsze, co mogła zrobić, ale nie miała siły na wysłuchiwanie tłumaczenia się. Szczególnie, że ostatnio zebrało jej się na przemyślenia, co skutkowało kolejnymi nieprzespanymi nocami. Jedyne na co miała teraz ochotę to wysoko kofeinowa kawa, która stawiłaby ją na nogi.
Wyminęła większość uczniów, ruszając w stronę wyjścia ze szkoły. Chciała się zaszyć w miejscu, gdzie nikt jej nie znajdzie, nie będzie do niej mówił, tłumaczył, usprawiedliwiał się… Gdzie po prostu nikogo nie spotka.
Szła więc lekko się kuląc i zakrywając torbą, aby Carmen nie rozpoznała, że to właśnie ona. W pewnym momencie usłyszała szybkie kroki za sobą i krzyk:
- Nell, poczekaj!
Przyśpieszyła więc bardziej, jednak nie zdało się to na wiele.
- Ej, ja chcę tylko porozmawiać! Wyjaśnić… kilka rzeczy. Nella…
- Posłuchaj Carmen, dziwnym trafem ja nie mam ochoty rozmawiać! Walić, że zachowuję się jak typowa nastolatka z problemem, ale po prostu… nie rozumiem, czemu nie zagadałaś chociaż raz, przecież to zajmuje kilka minut, sekund! Albo odpowiedź… o unikaniu już nawet nie wspominam!
- To próbuję wyjaśnić!
Uspokoić się nie jest łatwo, gdy zaczyna ci wirować w głowie, czujesz szum własnej krwi, szybsze bicie serca i nie możesz złapać oddechu…
- Tak, muszę wyjść na zewnątrz… - wyszeptała, przytrzymując się ściany i wychodząc z budynku.
- Wszystko w porządku? - spytała blondynka.
- Tak, jest okej. A teraz mów, ale nie oczekuj, że zrozumiem.
- Pamiętasz te wszystkie moje zniknięcia i brak rozmów?
Pokiwała szybko głową, nakazując koleżance kontynuację.
- Poznałam kogoś… i mieszka on w Hogsmeade, z pochodzenia jest Francuzem i… jest moim ideałem - uśmiechnęła się Carmen. - Zaczęliśmy się spotykać miesiąc przed początkiem tego roku szkolnego, super nam się rozmawiało, i ogólnie… jest trzy lata starszy i uczył się w Durmstrangu. To dla niego znikam tak po lekcjach i czasami na nich. Muszę się z tym ukrywać, sama rozumiesz. Dochodzi też problem jego rodziny, ale to już nie teraz - machnęła lekceważąco ręką.
Ruszyły bezwiednie w stronę boiska do Quidditcha, po drodze jednak zatrzymując się na błoniach.
- Jak się nazywa?
- Jérémy… to piękne imię - rozmarzyła się. - Ale to sekret, więc proszę cię o jego zachowanie Nell.
- Poważnie? Super. To teraz powiedz mi, co ma do tego Thomson.
- Kto…
- Fredrik - przerwała jej. - Po akcji z jeziorem.
Na twarzy panny Frostie wykwitnął wielki rumieniec.
- On wie o… o tym wszystkim.
- Okej, ale nadal nie rozumiem braku rozmowy z twojej strony. Jak mi to wyjaśnisz?
- Na to nie mam wyjaśnienia - wyrzuciła ręce na boki - po prostu, może potrzebowałam przerwy? Sama nie wiem, ale przecież ty też miałaś tak z siostrą, prawda?
- Carmen? Skąd możesz wiedzieć co działo się pomiędzy mną, a moją siostrą, jeśli ze sobą nie rozmawiałyśmy?
- Och… bo ludzie mówią… i ja sądziłam…
- A ja nie sądziłam, że jesteś aż tak głupia! Jak można oceniać jakąś sytuację, albo osobę po przez to co mówią ludzie?!
- Nell, ja…
- Daj mi spokój. Chyba muszę to przemyśleć. Jak na razie masz słabą wymówkę i wątpię, żeby płynęła chodź trochę z serca. Rozumiem, każdy ma swoje sprawy i tak dalej, ale nie w przypadku gdy widzisz, że drugą osobę to boli, a ty nie robisz z tym nic przez bite dwa miesiące…
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku jeziora.
__
Czy ona nie może dać jej spokoju? Pojawiła się nie wiadomo skąd i teraz nie opuszcza dziewczyny na krok. Ten dziwny ból rozchodzący się po ciele… nie był zwyczajny. Dlaczego się pojawia? Ślizgonka przechodziła właśnie przez szkolne krużganki. Rozmyślała o postaci, którą po raz pierwszy spotkała po powrocie od kuzyna. Najgorsze, że nie mogła się od niej nic dowiedzieć. Rosie odchrząknęła głośno. Ponownie poczuła jakby jej żyły miał strawić ogień. Zacisnęła zęby i skręciła w boczną dróżkę. Przeszła parę kroków i zauważyła Nellę. Dziewczyna siedziała na murku, blisko jeziorka, wpatrując się przed siebie. Ewidentnie, coś ją głowiło. Panna Lestrange bez zawahania podeszła do przyjaciółki.
- Zasłaniasz mi słońce człowieku - warknęła po dłuższej chwili młodsza Nox.
- Nie ładnie być takim niemiłym - odpowiedziała Ross.
- Czasami trzeba, a teraz przesuń się i usiądź jak człowiek - stwierdziła przyjaciółka.
- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytała Lestrange.
- A jak bardzo obchodzi cię Carmen Frostie?
- Tyle co nic… Ale ty już trochę - uśmiechnęła się wymownie, po czym złożyła ręce na krzyż. - Cóż zrobiła nasza tleniona Francuzeczka?
- Znika na całe dnie, często nie pojawia się na lekcjach, nie rozmawia z nikim z naszej gryfońskiej paczki… a dzisiaj próbowała wcisnąć mi kit, że wszystko przez nowo poznanego chłopaka, który mieszka w Hogsmeade. Także tak.
- Ja tam bym się cieszyła na twoim miejscu - wzruszyła ramionami.
- Nie pomagasz - westchnęła przeciągle, podciągając kolana pod brodę.
- Eghem - brunetka kaszlnęła teatralnie. - Co za wstrętna żabojadka! Jak ona tak może?! A tak na serio, wiesz… To wila. One mają takie dziwne podrygi.
- Mhm, poniekąd masz rację. Ale i tak, jedyne na co mam teraz ochotę to nie myśleć… jakoś - skrzywiła się.
- Tylko nie zapomnij pomyśleć o oddychaniu, bo uwierz mi… Bezdech nie jest komfortowy - Rosie uśmiechnęła się lekko. - A jak chcesz, to zaraz coś wymyślę i panna Znikam-Frostie już nigdy nie pomyśli o tym, by kogoś zawieźć - parsknęła śmiechem z delikatną iskrą w oku.
- Dobrze się bawisz, jak widzę - Nella również się śmiała. - Ale wiesz co? Miałam na myśli upicie się. Takie solidne, z dużym kacem?
- Nie uwierzysz, ale muszę odmówić… Ostatnio chyba trochę przesadzam - córka Belli pokręciła przepraszająco głową. - Z resztą, ty panna honorowa? Trzeba dbać o tę waszą zakichaną reputację, a ostatnie wyczyny podopiecznych Domu Lwa są wręcz karygodne - powiedziała ze śmiertelną powagą, pilnując by się nie roześmiać.
- Auć - Gryfonka złapała się za serce. - James nadaje się do Slytherinu…
- Auć - przedrzeźniała ją przyjaciółka. - Słuchaj, bo ja w końcu zacznę myśleć, że wy wszyscy marzycie o zieleni i srebrze. Kolejny raz ktoś mi mówi, że on powinien lub mógłby być w Domu Węża… Salazarze broń! Takie zrzędy?
- A kto był pierwszy? - spytała podejrzliwie.
- Ktoś tam był…
- Nadal jestem ciekawa z jakim to innym Gryfonem rozmawia Rosie… Czekaj, czekaj. Thomson? - zaśmiała się.
- Eeee… Wiesz przecież, że ja dbam o swój image.
- Oczywiście Rosiaczku - zaśmiała się Nell.
- Tak - potaknęła Ślizgonka. - Co jeszcze powiesz Nellito?
- Tak jeszcze nawiążę, co się stało, że trochę przesadzasz z alkoholem?
- Znasz mnie. To wystarczy - parsknęła. - No i wiesz, dostałam tylko szlaban za niedostanie pozwolenia na wyjazd do rodziców, a myślałam, że mnie zabiją i zakopią. To trzeba było oblać. Poza tym panie z różnych pipidówek muszą mieć kandydatów do niewychowanych i nieprzyzwoitych nastolatków… Bo za ich czasów - Rosie wykonała ruch ręką, by zobrazować poczynania jednej ze spotkanych na wakacjach staruszek.
Nella nie odpowiedziała, ale wstała i podała pannie Lestrange rękę. Ta odwzajemniła gest Gryfonki.
- A jak tam Will? - spytała po chwili Nox.
- Skąd ja mam to wiedzieć? - Ślizgonka wzruszyła ramionami.
- Z twojej perspektywy, Rosie. Nie pytam jak on się czuje, tylko czy się pogodziliście, albo coś…
- Aaaa… To nie. Bo wiesz. Ja raczej niczym tam nie zawiniłam - stwierdziła.
- Ciężko by było, żebyś zawiniła. Nie przeprosił cię, ani nic? - spojrzała na pannę Lestrange.
- Wiesz. Mowa srebrem, milczenie złotem - Rosie zaśmiała się krótko. - Co z tego, ze to jakoś tak gryfońsko brzmi.
- E tam… w obecnym świetle można przymknąć na to oko.
- Pewnie tak - skwitowała córka Belli.
~~~
Cześć!
A o to przed Wami rozdział 7.
Mamy nadzieję, że przypadnie wam do gustu :)
Do następnego razu!
~ Rosie, Lily, Nella