czwartek, 29 września 2016

SOWA

Cześć!
Jak zauważyliście od dawna nie pojawił się rozdział. Bardzo za to przepraszamy i chciałyśmy Was powiadomić, że nasz blog NIE został zawieszony, czy porzucony. Miałyśmy po prostu duże urwanie głowy, ale na pocieszenie powiemy, że fragment rozdziału 9 jest już gotowy :) Prosimy o cierpliwość i dziękujemy za każde odwiedziny :D
~ xXRosieXx, Nella_qq, LilianeR

wtorek, 9 sierpnia 2016

Miniaturka I



Ostatnio xXRosieXx przeglądała dokumenty związane z blogiem i dokopała się do miniaturek. Są to prace czysto humorystyczne, które często piszemy natchnione sytuacjami z życia i kiedy nam się nudzi. Pod koniec wyjaśnimy, dlaczego nie jest to rozdział, tymczasem jednak życzymy miłego czytania.

~~~

Dzisiaj miały się odbyć pierwsze zajęcia z rozwoju fizycznego, bez użycia magii. Rosie, Nella i Liliane, choć niechętnie, musiały stawić się obowiązkowo na lekcji. Chwyciły za wygodne ubrania i jak najszybciej pobiegły do sali, która mieściła się na błoniach. Będąc przy wejściu każda z nich uspokoiła oddech po biegu i zgrabnie poprawiając ubranie weszły do środka, trzymając się za ręce. Przebrały się i ustawiły na zbiórce. Już po pierwszych dziesięciu minutach okazało się, że nie będą to normalne zajęcia…
Nauczycielka - zaznaczmy, że harłaczka - kazała dobrać się w pary wszystkim uczennicom z klas szóstych, tak aby znajdowały się w nich osoby podobne wzrostem, kolorem włosów i oczu. Tak oto następującym sposobem Rosie znalazła się w parze z jakąś Krukonką, Liliane z Rose Weasley, a Nella z podopieczną Domu Borsuka. Profesorka zainicjowała rozgrzewkę - na początku były to same ćwiczenia na rozciąganie z pomocą osoby będącej w parze, potem jednak poszerzyły się one o zabawę z piłką lekarską. Wszystko byłoby świetne, gdyby nie fakt, iż partnerka Rosie uderzyła ją tą piłką w głowę.
- Rosie… coś ci rośnie na czole - stwierdziła Nell, dotykając palcem wskazującym wystającego punktu na głowie panny Lestrange.
- Mówisz? - zaśmiała się krótko Ślizgonka. - Ej, one zaczynają już tańczyć! Chodź! - pociągnęła swoją rozmówczynie do reszty dziewczyn.
- Eee… ale ja nie tańczę! - pisnęła młodsza panna Nox. - Zostaw mnie! Co cię napadło?!
- Przestań KOŁKU! TAŃCZ - zachichotała Ross i wbiła w rytm, oczywiście jakoś nie chciała dotrzymać kroku dziewczynom. Ona wolała wymachiwać rękoma i podskakiwać.Nella przyglądając się przyjaciółce postanowiła odejść kilka kroków na bok, aby nie zarobić ciosa. Po dłuższej chwili i kilkakrotnej zmianie piosenki, nastąpił przełom. Nella idąc śladem swojej tańczącej siostry postanowiła się dołączyć. W tle brzmiała piosenka pewnego idola wielu nastolatek, gdy Liliane upadła na tyłek. Jednak nie przejmując się tym zbytnio, wstała i ponownie zaczęła robić wygibasy. Miały niezły ubaw, do momentu, kiedy nie spostrzegły, że przez okno przyglądają się im dwaj Gryfoni (warto zaznaczyć, że stały tyłem dom okien, co czyniło sytuację bardzo dyskomfortową, choćby na wzgląd legginsów) - James Potter i Tomm Thomas.
Rosie zauważając chłopaków uśmiechnęła się zabójczo, na co oni odpowiedzieli jedynie zdziwieniem. Brunetka nie zważając na ich miny pociągnęła Nellę za rękę tak, że złotooka poleciała pod nogi Rosie. Następnie zostawiając ją leżącą na wykładzinie, wyszła przed salę tanecznym krokiem.
- Tacy cwani? Skoro tak bardzo chcecie sobie popatrzeć to w środku! Jazda do tańca - złapała ich za przedramienia i zaciągnęła do środka mimo oporu. James’a zaciągnęła do Liliane, tak że Ślizgonka wskoczyła Gryfonowi na plecy, a Tomm’a zostawiła sobie. Nella wolnym krokiem podeszła do nic nie spodziewającej się Rosie, odciągając ją od Thomson’a z wrednym uśmieszkiem.
- Co chcesz CHICHINASHI?! Ja tu tańczę! - szarpnęła się Rosie, pod wpływem weny spowodowanej japońskimi kreskówkami.
- Ale Rosie - Nell zrobiła smutną minkę. - Ja też chcę, a nie mam z kim… Zobacz, co robi James i Lili.
Sytuacja przedstawiała się w dziwny sposób, teraz Liliane zamiast znajdować się na plecach kolegi przekręciła tułów do przodu. Była teraz przypierana do podłogi przez Pottera.
- Ale nikt nie powiedział, że ja chcę z tobą tańczyć, Nellie.
- A ja nie mówię o tobie… po prostu znajdź mi kogoś.
- Weasley jest sama geniuszu - rzuciła córka Belli, po czym wróciła z powrotem do Tomma, który wraz z nią zaczął robić twerki, ku zdziwieniu innych.

__

- Stary, ale mnie boli głowa - syknął Potter do przyjaciela. Panowie dopiero co wstali, a wokoło nigdzie nie było aspiryny. Postanowili więc przenieść się do Pokoju Wspólnego, z którego wraz z Nellą udali się do lochów.
Kilka minut później…
- Nie, nie mam żadnych tabletek - odparła córka Belli gdy znalazła się już w korytarzu przed wejściem do Domu Węża.
- To co my mamy zrobić? - Tomm złapał się za głowę.
- Żyć. Ja jakoś sobie daję radę, po tym idiotyzmie.
- Jakim kurde idiotyzmie? - warknął James. - Ja nawet nie pamiętam co robiłem…
- He.he.he - skwitowała Ross.
- Cholera, Rosie! DOPOMÓŻ NAM!
- Thomson… - J spojrzał niebezpiecznym wzrokiem na przyjaciela - poradzimy sobie sami.
- Skoro tak… A już chciałam wam proponować najlepszy środek znieczulający - wtrąciła Rosie stukając się w prawą stronę szyi.
- To on powiedział - podsumował Tomm. - Mi możesz pomóc nadal.
- Oczywiście Tomm… Słowo się rzekło. Ja też nic nie pamiętam nic i… chyba jakoś mi na tym nie zależy. Także wiecie. Jak to mówią… Ślizgon zawsze z czegoś musi mieć zysk. Jakieś propozycję wymiany? - uśmiechnęła się perfidnie.
- Zrobię ci lekcje przez tydzień - odparł.
- Najpierw naucz się odrabiać swoje… NO słucham co jeszcze są w stanie zrobić Gryfoni za butelkę wódki?
- Mamy swoją... - zaczął Potter.
- Nie, nie mamy - Thomson wszedł mu w słowo. - Mogę ci się oddać - wybuchnął śmiechem.
- Ekstra - zgasiła jego entuzjazm. - Chyba nie skorzystam, ale dobrze wiedzieć Thomson. Potter skoro masz swoje trunki, to spadaj… Bo w końcu Gryfiaczki są koneserami dobrej whiskey, co nie?
Potter zmierzwił swoją grzywę i zmrużył oczy. Po chwili napięcia odszedł pozostawiając za sobą jedynie zapach perfum.
- Musisz mu wybaczyć - zaczął Tomm - chyba będzie miał okres. Powinnaś wiedzieć co to znaczy.
- Chcesz przywitać się z pewnym miłym zaklęciem, Thomson? - uśmiechnęła się wrednie wyciągając różdżkę. - Jak to szło? Cru…
- CJO - zaakcentował. - Dobra, to ja spadam, bo widzę, że nie tylko Jamesce zbliżają się te dni...
- Ej!
- Papa, Mała!


~~~

Sprawy z rozdziałem idą nam strasznie opornie. Nie dlatego, że nie mamy pomysłu. Opóźnienia spowodowane są wyjazdami. Ciężko jest pogodzić terminy, gdy pisze się we trójkę. Dlatego informujemy, że rozdział pojawi się w tym miesiącu, ale nie wiemy kiedy konkretnie. 
Cóż, chyba trzeba porzucić marzenia o nadrobieniu pisania w wakacje :P

Drugą rzeczą, o której chciałybyśmy wspomnieć są podziękowania dla tych, którzy faktycznie czekają na naszą twórczość. Samych wejść jest już naprawdę sporo i za to jesteśmy wdzięczne.
To naprawdę motywuje i potrafi poprawić humor. 

Jeszcze raz dziękujemy i do następnego razu!
~ xXRosieXx, Nella_qq, LilianeR

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 8

Ciemnowłosa dziewczyna rozejrzała się dookoła. Znajdowała się przed wielkim zamkiem zbudowanym z czarnego kamienia. Bił od niego mroczny blask, który powoli wdzierał się do jej duszy. Jakaś niewidzialna siła popchnęła ją w stronę wejściowych drzwi. Te z trzaskiem uchyliły się przed gościem. Nastolatka weszła do środka. Dookoła panowała ciemność, którą przełamało ciepłe światło pochodni zawieszonych na ścianach.
- Witaj Rosie - obok Ślizgonki pojawiła się ta sama istota co jakiś czas temu w jej dormitorium.
- Kim ty jesteś? - zapytała córka Belli, wsłuchując się po chwili w echo wypowiedzianych przez nią słów.
- Nadal się nie domyśliłaś? Jestem tobą, a raczej kimś kim ty być powinnaś - twarz dziewczyny wykrzywiła się w nikłym uśmiechu.
Rosie cofnęła się. Nie wiedziała czemu, ale ta istota przyprawiała ją o szybsze bicie serca. Nie mogła oprzeć się świadomości bezsilności. Jej własne odbicie nie zostało dłużne. Nie minęła sekunda, a istota stała naprzeciw Ślizgonki, wpatrując się w nią pustym wzrokiem. Lestrange była sparaliżowana. Nie mogła wykonać najmniejszego ruchu. Otoczyła ją czarna mgła. Zaraz po tym usłyszała szyderczy śmiech towarzyszki.
- Jesteś słaba. Brudzisz swoją godność łamiąc przepisy rodziny. Ale nie musisz się bać. Jak już mogłaś się przekonać, naprawię cię. Bądź posłuszna, to nic ci się nie stanie - mgła opadła. Teraz stały same. Twarzą w twarz pośród ciemności. - Masz skupić się teraz na swojej misji! Na twoim przeznaczeniu! - wizualizacja krzyknęła przeraźliwie, po czym znikła.
Rosie otworzyła oczy. Leżała we własnym łóżku, ściskając kołdrę i dygocząc. Rozejrzała się wokół. Jej współlokatorki jeszcze spały. Lestrange odetchnęła z ulgą i usiadła. Zanim jednak do końca się uspokoiła usłyszała jeszcze nikłe “milcz” w swoim umyśle. Po tym, jak na zawołanie rozluźniła się i poszła ubrać.


__


Liliane obudziła się w podłym humorze. Otworzyła powoli powieki. Musiała coś znaleźć. Rosie krzątała się po pokoju. Panna Nox postanowiła poczekać, aż jej przyjaciółka skieruje się do łazienki. Następnie delikatnie, tak aby nie narobić hałasu, wstała. Ubrała się, a następnie doprowadzając się zaklęciem do względnego porządku, opuściła dormitorium. Szybko minęła wielki szmaragdowy pokój. Jej uwagę przyciągnęły jednak delikatne smugi światła, które widoczne były tylko w porze wschodu i zachodu słońca.
Następnie pośpieszyła ku bibliotece. Korytarze były puste. Do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze sporo czasu, więc nie musiała się martwić, że ktoś mógłby się zainteresować jej intencjami.  Kiedy była na miejscu, przystanęła. Jej celem był dział ksiąg zakazanych. Dokładniej Księga Rytuałów. Jeszcze dokładniej - rozdział opowiadający o obrzędzie krwi.
Nie zwlekając długo, zabrała się za szukanie.
Sięgała ze zrezygnowaniem po piętnastą z rzędu księgę. Nie znalazła nic. Zamknęła ją i zamierzała odłożyć na półkę, kiedy zauważyła wyrwaną stronę, która była wciśnięta w szczelinę pomiędzy ściankami regału. Liliane wstrzymała oddech. Chwyciła stronicę, po czym przeczytała jej tytuł. Ze zdziwieniem obejrzała się dookoła. To nie było normalne, nawet w świecie czarodziei. Jakiś cichy głosik odezwał jej się w jej głowie, sugerując, że tak powinno być. Dziewczyna zaufała temu przeczuciu i chowając papier do kieszeni spodni, jak najszybciej opuściła pomieszczenie i pobiegła w stronę klasy.


__


Córka Belli wstała z pożółkłej trawy. Pogoda dzisiejszego dnia dopisywała, więc zaraz po przebudzeniu, ulotniła się na błonia. Dziewczyna ostatni raz zaciągnęła się ciężkim od mgły powietrzem i udała w stronę Hogwartu. Z wielką przyjemnością wsłuchiwała się w oddalający się śpiew ptaków, który zastępowały głosy rozmawiających uczniów. Rosie skupiając się na tym, by nie wykrzywić się z bólu, który czuła, gdy tylko spojrzała w kierunku kogoś z poza Domu Węża, dołączyła do przyjaciół pod klasą. Posłała wszystkim krótki uśmiech i oparła głowę o ramię kuzyna. W takiej pozycji, rozmawiając co jakiś czas z Liliane, czekała na zajęcia.


___


Trening drużyny Gryffindoru rozpoczął się całkiem nieźle, jak na początek ćwiczeń dotyczących zbliżających się rozgrywek Quidditcha, a odbył się po lekcjach. Pogoda sprzyjała zarówno szukającemu jak i reszcie składu, wszystko szło jak z płatka, a przynajmniej do pewnego momentu. Największe i w sumie jedyne problemy miał sam kapitan, który musiał nie tylko zdobyć znicz, ale jednocześnie obmyślać strategię na mecz z Hufflepuffem oraz nadzorować ruchy innych zawodników - głównie nowego obrońcy w postaci Fredrika. Potem zdarzył się wypadek. Jeden z pałkarzy spadł z miotły, więc James musiał zaprowadzić go do skrzydła szpitalnego… a gdy wrócił, drużyna była tak zmęczona, że postanowiła skończyć trening.


___


Lekcja rozkręciła się już na dobre. Profesor Dape zdążył rozrysować układy konstelacji na tablicy i przepytać paru uczniów. Ślizgońska część rocznika z uwagą wysłuchiwała wyjaśnień nauczyciela. Był to jeden z ulubionych przedmiotów podopiecznych Domu Węża, a w szczególności panny Lestrange, jak i Scorpiusa Malfoya. Pochodząc z rodziny, gdzie imiona nadawano na cześć gwiazdozbiorów i planet, nie martwili się o oceny. Wszystko mieli w małym palcu.
- Tak, więc to są najważniejsze informacje, jakie powinniście wiedzieć o księżycach Neptuna - powiedział profesor Dape. - Jakieś pytania?
- Profesorze, a jak bardzo wielkie szkody dla nas miałoby przesunięcie się jednego z tych księżyców? - ze środkowego rzędu odezwała się pulchna blondynka ubrana w zieleń i srebro, zaczynając tym samym kolejną część wykładu.


__


- Tak udanego treningu już dawno nie odbyliśmy! - krzyknął rozradowany Fredrik, który z nadmiaru emocji prawie się przewrócił.
- Nie było najgorzej - westchnął James. - Ale mogliśmy grać lepiej…
- Stary! Obroniłem z dziewięć na dziesięć kafli!
- Dlatego mówię, nie było najgorzej, nie ekscytuj się tak Fred. Trening udany, co prawda nie na sto procent, ale w porządku.
- Chodzi ci o to, że nie złapałeś znicza? - wyraz twarzy przyjaciela lekko posmutniał.
- Nie tylko.
- Następnym razem zagrasz le…
- Daj spokój Fred, chciałbym teraz pobyć sam, okej?
- Taa, jasne. Nie ma sprawy. Do później!
Potter został sam. Szedł zamyślony, nie wiedząc gdzie. Nogi niosły go przed siebie, a on starał się przeanalizować dzisiejszą grę. Co prawda, obrońca w postaci Fredrika dużo się poprawił, ale tak on sam nie wypatrzył najważniejszego przedmiotu. Zagrało mu to na ambicję, szczególnie, że to dopiero trening, a co byłoby na meczu? Przy większym stresie?
Jest kapitanem i szukającym, to głównie na nim wszyscy polegają! Reszta grała zdecydowanie lepiej, co było małą pociechą, a jednocześnie zmartwieniem dla niego…
Prawie wpadłby do wody jeziora, gdyby nie podświadomość, karząca mu raptownie się zatrzymać. Odwrócił się by odejść, ale drogę przysłoniła mu postać.
- Szybciej załatwiłbyś sprawę rzucając się z dachu, ale skoro tak bardzo pragniesz to zakończyć w taki sposób… pokibicuję ci.
- Serio Lestrange, serio? Po co w ogóle się odzywasz? Duma ci karze? Czy może coś w twojej głowie? - odparł Potter, wymijając Ślizgonkę.
Córka Belli zmierzyła go gniewnie wzrokiem.
- Czysta złośliwość - parsknęła. - Zastanawiające jest to, że ty z całej swojej świty masz najgorsze poczucie humoru.
- Czyli jednak, trafiłem - zaśmiał się Gryfon.
- Tak, tak… Zakład na mój temat. Wasze życie jest zbyt nudne, czy moje tak genialne? - Rosie odeszła parę kroków i zaczęła puszczać kaczki na wodzie. - Nienawidzę tego jeziora - burknęła.
- Po pierwsze: czy ja tutaj jestem z kimś jeszcze? A po drugie: wcale fajniesię  nie oglądało, jak toniesz, Rosie.
Dziewczyna zaprzestała wykonywanej przez nią czynności. Jakiś głos w jej głowie próbował się przedrzeć do świadomości, ale mieszanka ziół i eliksirów skutecznie go zagłuszyła. Odwróciła się w stronę chłopaka i wpatrywała się w niego z dyskomfortem usłyszenia swojego imienia z jego ust.
- Winszuję, znasz moje imię. Ale używać go nie musisz - popatrzyła na niego przez ramię, po czym zaczęła iść w stronę łąki.
- Pozory trzeba zachować, nieprawdaż?
- Nie kiedy nie ma takiej potrzeby, kolego Nelli - odpowiedziała mu krótko.  
- A kiedy jej nie ma, Rosie? - zaśmiał się James.
Dziewczyna błagalnie popatrzyła w stronę nieba. Okręciła się wokół własnej osi, po czym  odpowiedziała ze znudzeniem:
- Wiem. Pan szlachetne Serduszko ma dzień dobroci na tych złych.
- Dzień dobroci? Te to chyba dawno minęły… - mruknął. - Co bym teraz nie powiedział, to i tak zaprzeczysz, więc chyba rozmowa skończona. Miłego dnia, Lestrange.
Dziewczyna usiadła na trawie i z politowaniem pokręciła głową.
- Jesteś idiotą, Potter. Przyszłam popatrzeć jak sobie pływasz, a ty za mną leziesz i masz pretensje, że próbuję ogarnąć to swym małym, niecnym rozumkiem.  
- Co rodzice ci zrobili, że tak się zachowujesz? - warknął.
- Dlaczego sugerujesz, że to wina moich rodziców? - wzruszyła ramionami. Jak on śmie w taki sposób wyrażać się o jej rodzicach? Nic jednak dziwnego. Jest spokrewniony z ludźmi, których Ślizgonka ma serdecznie dość. W kółko powtarzające się pytanie. Ogarnęła ją fala mdłości, którą szybko zatrzymała.
-Sama z siebie aż taka nie jesteś… tak przynajmniej zakładam.
- Znawca mojej osoby się znalazł - uśmiechnęła się krzywo. - Co jeszcze syn Złotego Chłopca wie na mój temat?
Brunetka położyła się na ziemi, krzyżując ręce pod głową. Ewidentnie zaciekawiła ją ta sytuacja. Oczywiście nie zapominając o nie lada rozrywce, jakiej sobie w tej chwili dostarczała. Sam James Potter próbuje ją nawracać. Takiego zaszczytu nie dostępuje się codziennie. Dziewczyna odetchnęła głęboko, przyglądając się chmurom. Niebo miało teraz kolor przygaszonego błękitu, lecz szybko znikało za nawarstwiającymi się obłokami. Przyjemny wiatr otulał ją i stojącego obok Gryfona.
- Ciężko to wytłumaczyć. Nie jesteś jak inni Ślizgonii… jesteś wręcz gorsza pod względem “rozmowy”, a jednocześnie potrafisz się dogadać. To tak, jakbyś zmieniała co chwilę maskę - stwierdził.
- Kontynuuj panie doktorze, bo wyjdzie zaraz z tego ciekawa teoria - powiedziała z ironią, która nie została rozpoznana przez chłopaka.
- No nie wiem… widać po tobie, że tego nie chcesz?
Nastolatka westchnęła z pożałowaniem.
- Wiesz kiedyś zainteresowałam się amatorskimi opowiadaniami. To był stały tekst w każdym z nich. Ale… Nie wyznasz mi miłości prawda? - zapytała poważnie.
- Nie lubię dziewczyn z kręconymi włosami - powiedział podobnym tonem.
- Kręcone? - Rosie zmrużyła oczy, po czym zaczęła oglądać kosmyki na głowie. - One są proste znawco.
- Zazwyczaj. Z resztą nie ważne.
- Idź do lasu Potter - dziewczyna pokręciła głową i zakryła oczy dłońmi.
- A teksty typu “spadaj na drzewo” nie wyszły już z użycia? - zrobił zaskoczoną minę.
- Ale ja ci kazałam iść do lasu. Drzewo masz trochę bliżej, ale nie sądzę, żeby nasza ulubiona wierzba była zachwycona wspinaniem się na nią.   
- Chyba, że zna się “wyłącznik” - James spojrzał na wspomniane drzewo, uśmiechając się w duchu.
- A ja znam wyłączniki na wszystko. Nawet na ciebie.
- Jasne, avada czeka. To chyba czas, żebym już poszedł od panny księżniczki. To jak już mówiłem… miłego dnia życzę.
Potter ukłonił się teatralnie, jednocześnie przewracając oczami. Zaczął się wycofywać, nadal patrząc na pannę Lestrange.


- Nie jestem upośledzona. Bardziej chodziło mi o pewne informacje. W twoim przypadku jest to, iż pragniesz poznać zaklęcie na idealne ułożenie włosów. Wszystko byłoby znośne, gdyby nie fakt, że chcesz je wyłudzić zawsze przed snem… - Lestrange podniosła się do pozycji siedzącej i na jej twarzy zawitał typowy ślizgoński uśmiech. Odpowiedziało jej kolejne przewrócenie oczami.



~~~
Cześć wszystkim!
Z całego serca chcemy Was przeprosić za takie opóźnienie, ale brak internetu dał się nam we znaki.
Jak zawsze mamy nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu. 
Od razu także przesyłamy podziękowania dla kuzyna xXRosieXx, który pomógł wymyślić nazwisko profesora ;D 
Do następnego razu!
~ xXRosieXx, Nella-qq, LilianeR

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 7

- To nie jest normalne i sprawiedliwe, żeby kazać nam sprzątać każdą klasę w tej durnej szkole! - warknął Fredrik. - Po jaką cholerę to się przyda? Jedna lekcja z Puchonami i wszystko wróci do poprzedniego stanu…
- Czy ja naprawdę musiałam utknąć na szlabanie akurat z tobą, Weasley? Zaczynam myśleć, że jesteś bardziej irytujący niż Jęcząca Marta - głos zabrała Rosie, w duchu obiecując, że nie zapomni tego dyrektorce.
- Ale rację musisz mi przyznać, wredna Ślizgonko - przewrócił oczami.
- Było wziąć różdżkę geniuszu. Gdyby nie to, że Mcgonagall złapała mnie na korytarzu, siedzielibyśmy sobie każdy w innym kącie i mieli robotę z głowy.
- Cóż… niestety ci nie wyszło i nie siedzimy sobie każdy w innym kącie! A dla twojej wiadomości… Szanowna dyrektorka odbiera nam różdżki przed każdym porannym spotkaniem - odpowiedział.
- Salazarze! Trzymaj mnie, bo zaraz komuś powybijam zęby - Lestrange spojrzała błagalnie ku górze. - Zamknij się głupia ruda istoto i weź do pracy, bo nie zdzierżę przedłużenia kary.
- Ona ma rację, Fred - do rozmowy wkroczył pierwszy raz Thomson. - Poza tym… możemy się trochę zabawić, a nie sprzątać po nudnemu.
- Jest w ogóle takie słowo, jak “nudnemu”? - spytał Fred i wziął się za czyszczenie regałów z dziwnymi słoikami. Nikt z nich nie chciał wiedzieć co tam jest, więc z ulgą przyjęli zajęcie Gryfona.
- Ktoś mówił o tym, by porobić coś kreatywnego? - westchnęła Ross, układając tomy książek.
- Tak… - zaczął Tomm, biorąc rozpęd i rzucając śliskim przedmiotem.
Mokra gąbka dotarła do celu. A co było celem? Teraz już przemoczona koszula panny Lestrange.
- Co wy wszyscy macie z tą wodą?! - warknęła  Rosie, czując jak na jej głowie zaczynają pojawiać się loki. - Broń się hipokryto! - teraz to on został trafiony przez mokrą ścierkę.
- Tak chcesz się bawić? Okej, w takim razie… - wziął wiadro i zrobił zamach. W ostatnim momencie jednak zmienił jej trajektorię lotu i skierował strumień na nic niespodziewającego się Fredrika.
- Co wy do cholery robicie?! - krzyknął Weasley, wymachując słoikiem, który usilnie próbował doczyścić.
- Jak to co? Sprzątamy! - zaśmiał się Thomson.
- Oczywiście! Zebrało ci się na bratanie z obślizgłymi wężami, a do tego syfisz!
W odpowiedzi dostał mopem w twarz.
- Weasley nie emanuj zazdrością o swojego narzeczonego, tylko czyść słoik, bo mam wrażenie, że coś chce z niego wyjść i cię zjeść - córka Belli uważnie zmierzyła wzrokiem szklany pojemnik.
- Oh zamknij się, Lestrange!
To była bardzo spontaniczna decyzja, ale jedna z lepszych w jego życiu. Widok złej Rosie ze szmatą oblepioną dziwnym glutem na twarzy, wylądował na górze listy przyjemnych wspomnień. Jednak to, co stało się potem… nie było już takie ujmujące.
- Weasley, wiesz na ile sposobów można zginąć?! - krzyknęła dziewczyna. Fala bólu, którą do tej pory czuła, zaczęła ustępować. W jej umyśle echem odbijała się formułka o szacunku do lepszych. Brunetka zamrugała kilkakrotnie, po czym szturchając jeden regał, wywróciła jego zawartość na chłopaka.
- Cholera jasna! - krzyknął Weasley. Na jego szczęście zawartość nie była ani trucizną, ani kwasem, tylko kolorowym płynem zostawiającym plamy. Szybko się zreflektował i odkręcił przypadkową fiolkę. Postanowił wylać jej zawartość na Rosie.
Nagle drzwi się otworzyły na całą szerokość, a nowa zawartość wiadra, które przygotował Tomm, którego z kolei zamysłem było pogodzić nim Gryfona i Ślizgonkę, wylała się na Jamesa.
- Co do… - zaczął, gdy pierwszy szok minął.
- Potter! Powiedz, czy masz może różdżkę? - zagadnęła Rosie, siląc się na spokój.
- Cooo? - spytał unosząc brwi do góry. - Co. Wy. WYRABIACIE?! Mcgonagall tutaj idzie, idioci…
- Cholera jasna - Thomson złapał się teatralnie za głowę. - Ciekawe co może nam zrobić… szlaban do końca roku?
- Ewentualnie załatwi nam spotkanie rodzinne - skwitowała Ślizgonka. - Weasley chcesz spotkać moich rodziców? Nie? To wysil raz swój rozumek! - pokazała na chłopaka stojącego w wielobarwnej plamie wymieszanej ze szkłem.
- A co mam zrobić bez różdżki? Schować się?!
Lestrange rozejrzała się dookoła.
- Dobra, żartuję, mam różdżkę - syn Złotego Chłopca pokręcił głową z lekkim uśmiechem. - Uspokój się Lestrange, załatwię to!
- Ale panie Szlachetne Serduszko… Nasz wybawco. Zamilcz - odpowiedziała nazbyt spokojnym tonem.
- Spadaj Ślizgonko. Fredrik, chodź tu!
Rosie zignorowała zaistniałą sytuację i ponownie zaczęła szperać w eliksirach. James wyczyścił ubranie pozostałej trójce jak i samemu sobie, czekając przy wyjściu na dyrektorkę.
Mcgonagall przekroczyła próg klasy i od razu zlustrowała ją wzrokiem.
- Wszyscy obecni?
- Tak pani psor - uśmiechnął się Tomm.
- Macie dzisiaj ważny sprawdzian z transmutacji, więc w drodze wyjątku zwolnię was z reszty szlabanu…
- Dziękujemy pani profesor - odparł James ukradkowo spoglądając na Rosie.
Dyrektorka opuściła pomieszczenie, nie zamykając za sobą drzwi. W jednej chwili wszyscy rzucili się na przód, pragnąc jak najszybciej wyjść z pomieszczenia.
Panna Lestrange sięgnęła po jedną z ciekawszych zlewek i wylała jej zawartość na głowę przechodzącego Fred’a. Natychmiast włosy, twarz i ubrania Gryfona były pokryte Odorosokiem.
- Nie żyjesz idiotko! Zgnijesz w męczarniach!
- Tak Weasley. Będę to z całą pewnością ja.
- A nie? - zaśmiał się Tomm.


_

- Kto w ogóle wpadł na pomysł rzucania się mydlinami? - sapnął James wchodząc do Wielkiej Sali.
- Ty w ogóle o to pytasz?!
- Tak Fred, pytam…
- Ja! To ja wpadłem na ten pomysł, a teraz się zamknijcie, bo wszyscy na nas patrzą! - szepnął Thomson, na co przyjaciele umilkli. Zajęli razem miejsca przy swoim stole, zaraz przy gronie nauczycielskim, obok dziewczyn.
- Fred, masz coś na…
- Nawet się nie odzywaj Rose!
- Ale…
- Zamknij się!
- Okej, okej, nie złość się tak - przewróciła oczami. - Zjedzcie porządne śniadanie, bo zaraz mamy sprawdzian z historii magii.
- A nie z transmutacji? - spytał Tomm wytrzeszczając na nią oczy. - Dyrka mówiła, że odpuszcza nam szlaban, bo mamy jakiś teścik…
- Z teorii i praktyki - wtrąciła się Nella. - Mamy dwa, a w sumie trzy. Jeden z historii i dwa z transmutacji.
Fredrik złapał się za głowę.
- Świetnie! Po prostu świetnie...
- E tam, u Binns’a można ściągać - stwierdziła Rose. - Poza tym… dzisiaj piątek, więc może dadzą nam trochę luzu i odpuszczą.
- A ja mam na imię Minerwa - skwitował James.
- I weź tutaj człowieku bądź miły - warknęła Weasley, biorąc do ręki kanapkę i udając się w stronę sali lekcyjnej. Oczy większości Gryfonów skierowały się na jej sylwetkę, gdy opuszczała Wielką Salę.
- A tę co ugryzło? - zapytał Ben, który właśnie dosiadł się obok Thomsona.
Tomm wzruszył ramionami, ale to Potter mu odpowiedział, jednocześnie szybko znikając z pola widzenia dziewczyn.
- Jak to co? Pewnie ma okres…


__

- Pociesza mnie myśl, że to już ostatnia lekcja - westchnęła Rose, prawie kładąc się na ławce.
Ostatnia i najnudniejsza (oczywiście poza historią magii) lekcja - Numerologia. Zazwyczaj ten przedmiot był na prawdę ciekawy, ale nie tym razem. Profesor postanowił zrobić powtórzenie z pierwszego, drugiego, trzeciego, czwartego i piątego roku, stwierdzając przy tym, że nikt nic nie potrafi, co było kompletną nieprawdą. Większość uczniów uczęszczających na jego zajęcia miała numerologię w mały paluszku, więc siedzieli teraz dumając nad nadchodzącym weekendem, bądź rozmyślając nad dzisiejszymi sprawdzianami, które swoją drogą zawierały ⅓ materiału, którego nigdy nie mieli.
- Jedyne co mnie pociesza, to to, że nie ma tu Jamesa… - odpowiedziała panna Nox. - Już dawno dostalibyśmy szlaban, albo zagadałby nas na śmierć.
- Ewentualnie zrobiłby sobie piknik - rozmarzyła się ruda.
- Albo wyczarowałby mini turniej Quidditcha… - stwierdził Tomm zza ich ławki.
- A ja jestem za piknikiem - wtrąciła się Carmen.
- A ja za tym, żebyście się uciszyli! - warknął w ich stronę nauczyciel. - Chyba, że chcecie szlaban…
- Nie trzeba profesorze - uśmiechnął się Thomson.
- W takim razie wracajcie do roboty!
- Nienawidzę go - warknęła Rose po chwili.
Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym rzucił:
- Ja bardziej.
- Nell - szepnęła Carmen. - Możemy porozmawiać?
- A chcesz szlaban?
- Nie…
- To nie teraz - odpowiedziała szatynka.
- Po lekcji? - spytała tamta.
- Mhm… jak znajdziesz czas, to tak.


__

Will Zabini właśnie zmierzał do wyjścia z dormitorium. Chciał uniknąć niepotrzebnych zatargów, dlatego też nie patrząc na nikogo, wyszedł na korytarz. Na ten sam pomysł wpadli Scorpius z Nott’em, więc chcąc, czy nie musieli iść razem.
Między współlokatorami panowała niezręczna cisza, którą w końcu przerwał Timothy.
- Chłopaki mam tego dość! Dogadajcie się wreszcie! - warknął i poszedł szybciej w stronę boiska, nie spoglądając więcej na kumpli.
Scorpius skwitował to pokiwaniem głową i teatralnym gestem rąk.
- Williamie. Teraz nie ma żartów. Musimy się pogodzić. Inaczej panna Timothy pozabija nas we śnie - zagadnął cynicznie.
Zabini wzruszył ramionami, ignorując wredną zaczepkę.
- Zabini… ty na serio wierzysz, że ja tak na serio biorę tę gadkę o godzeniu się? - zapytał blondyn. - Nie jestem babą, żeby przejmować się tyle “sprzeczką”, której nie było. Musisz pozamykać pewne sprawy, ale to już mnie nie dotyczy - Malfoy uderzył otwartą dłonią w swoje czoło.
Will uśmiechnął się krzywo na gest blondyna i skinął głową na znak, że się z nim zgadza.
- To jaka jest taktyka?


__

Liliane wracała z treningu quiddicha. Jej koszulka na plecach była cała mokra. W prawej ręce trzymała pałkarską pałkę i kręciła nią. Była zmęczona, ćwiczenia jakie odbyli były bardzo wyczerpujące. Kapitan, mimo początku sezonu, bardzo dużo wymagał od swojej drużyny. Miał nadzieję, że po roku przerwy uda im się odzyskać Puchar od Krukonów. Lili jednak przez cały trening nie mogła się skupić, przez co szło jej gorzej niż zwykle. Jej myśli zaprzątał Blaid. Jej kuzyn napisał do niej kolejny list. Odebrała go dzisiejszego dnia na śniadaniu. Nie miała jeszcze czasu na odczytanie, a nie chciała otwierać go w Wielkiej Sali. Nie lubiła gdy ktoś czytał lub przeglądał jej korespondencję, co było nieuniknione przy śniadaniu. Gdy tylko coś do kogoś przyjdzie od razu rzuca się na niego chmara zgłodniałych oczu, pragnących nowych informacji, plotek, sensacji. To był chyba już czwarty albo piąty list, jaki otrzymała. Nie narzekała na taki obrót spraw. To odrywało ją od codziennych zmartwień. Na razie nie mówiła Nelli o tym, że ich kuzyn się odezwał. Jednak wciąż uważała, że powinna to zrobić i obiecała sobie oznajmienie jej tego w najbliższym czasie. Z taką myślą weszła do Pokoju Wspólnego, z którego jak najprędzej przeszła do swojego dormitorium i rzucając szybki uśmiech Smith, skierowała się pod prysznic.

__

Starała się iść najszybciej jak mogła, aby tylko ominęła ją rozmowa. Wiedziała, że to najgorsze, co mogła zrobić, ale nie miała siły na wysłuchiwanie tłumaczenia się. Szczególnie, że ostatnio zebrało jej się na przemyślenia, co skutkowało kolejnymi nieprzespanymi nocami. Jedyne na co miała teraz ochotę to wysoko kofeinowa kawa, która stawiłaby ją na nogi.
Wyminęła większość uczniów, ruszając w stronę wyjścia ze szkoły. Chciała się zaszyć w miejscu, gdzie nikt jej nie znajdzie, nie będzie do niej mówił, tłumaczył, usprawiedliwiał się… Gdzie po prostu nikogo nie spotka.
Szła więc lekko się kuląc i zakrywając torbą, aby Carmen nie rozpoznała, że to właśnie ona. W pewnym momencie usłyszała szybkie kroki za sobą i krzyk:
- Nell, poczekaj!
Przyśpieszyła więc bardziej, jednak nie zdało się to na wiele.
- Ej, ja chcę tylko porozmawiać! Wyjaśnić… kilka rzeczy. Nella…
- Posłuchaj Carmen, dziwnym trafem ja nie mam ochoty rozmawiać! Walić, że zachowuję się jak typowa nastolatka z problemem, ale po prostu… nie rozumiem, czemu nie zagadałaś chociaż raz, przecież to zajmuje kilka minut, sekund! Albo odpowiedź… o unikaniu już nawet nie wspominam!
- To próbuję wyjaśnić!
Uspokoić się nie jest łatwo, gdy zaczyna ci wirować w głowie, czujesz szum własnej krwi, szybsze bicie serca i nie możesz złapać oddechu…
- Tak, muszę wyjść na zewnątrz… - wyszeptała, przytrzymując się ściany i wychodząc z budynku.
- Wszystko w porządku? - spytała blondynka.
- Tak, jest okej. A teraz mów, ale nie oczekuj, że zrozumiem.
- Pamiętasz te wszystkie moje zniknięcia i brak rozmów?
Pokiwała szybko głową, nakazując koleżance kontynuację.
- Poznałam kogoś… i mieszka on w Hogsmeade, z pochodzenia jest Francuzem i… jest moim ideałem - uśmiechnęła się Carmen. - Zaczęliśmy się spotykać miesiąc przed początkiem tego roku szkolnego, super nam się rozmawiało, i ogólnie… jest trzy lata starszy i uczył się w Durmstrangu. To dla niego znikam tak po lekcjach i czasami na nich. Muszę się z tym ukrywać, sama rozumiesz. Dochodzi też problem jego rodziny, ale to już nie teraz - machnęła lekceważąco ręką.
Ruszyły bezwiednie w stronę boiska do Quidditcha, po drodze jednak zatrzymując się na błoniach.
- Jak się nazywa?
- Jérémy… to piękne imię - rozmarzyła się. - Ale to sekret, więc proszę cię o jego zachowanie Nell.
- Poważnie? Super. To teraz powiedz mi, co ma do tego Thomson.
- Kto…
- Fredrik - przerwała jej. - Po akcji z jeziorem.
Na twarzy panny Frostie wykwitnął wielki rumieniec.
- On wie o… o tym wszystkim.
- Okej, ale nadal nie rozumiem braku rozmowy z twojej strony. Jak mi to wyjaśnisz?
- Na to nie mam wyjaśnienia - wyrzuciła ręce na boki - po prostu, może potrzebowałam przerwy? Sama nie wiem, ale przecież ty też miałaś tak z siostrą, prawda?
- Carmen? Skąd możesz wiedzieć co działo się pomiędzy mną, a moją siostrą, jeśli ze sobą nie rozmawiałyśmy?
- Och… bo ludzie mówią… i ja sądziłam…
- A ja nie sądziłam, że jesteś aż tak głupia! Jak można oceniać jakąś sytuację, albo osobę po przez to co mówią ludzie?!
- Nell, ja…
- Daj mi spokój. Chyba muszę to przemyśleć. Jak na razie masz słabą wymówkę i wątpię, żeby płynęła chodź trochę z serca. Rozumiem, każdy ma swoje sprawy i tak dalej, ale nie w przypadku gdy widzisz, że drugą osobę to boli, a ty nie robisz z tym nic przez bite dwa miesiące…
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku jeziora.


__


Czy ona nie może dać jej spokoju? Pojawiła się nie wiadomo skąd i teraz nie opuszcza dziewczyny na krok. Ten dziwny ból rozchodzący się po ciele… nie był zwyczajny. Dlaczego się pojawia? Ślizgonka przechodziła właśnie przez szkolne krużganki. Rozmyślała o postaci, którą po raz pierwszy spotkała po powrocie od kuzyna. Najgorsze, że nie mogła się od niej nic dowiedzieć. Rosie odchrząknęła głośno. Ponownie poczuła jakby jej żyły miał strawić ogień. Zacisnęła zęby i skręciła w boczną dróżkę. Przeszła parę kroków i zauważyła Nellę. Dziewczyna siedziała na murku, blisko jeziorka, wpatrując się przed siebie. Ewidentnie, coś ją głowiło. Panna Lestrange bez zawahania podeszła do przyjaciółki.
- Zasłaniasz mi słońce człowieku - warknęła po dłuższej chwili młodsza Nox.
- Nie ładnie być takim niemiłym - odpowiedziała Ross.
- Czasami trzeba, a teraz przesuń się i usiądź jak człowiek - stwierdziła przyjaciółka.
- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytała Lestrange.
- A jak bardzo obchodzi cię Carmen Frostie?
- Tyle co nic… Ale ty już trochę - uśmiechnęła się wymownie, po czym złożyła ręce na krzyż. - Cóż zrobiła nasza tleniona Francuzeczka?
- Znika na całe dnie, często nie pojawia się na lekcjach, nie rozmawia z nikim z naszej gryfońskiej paczki… a dzisiaj próbowała wcisnąć mi kit, że wszystko przez nowo poznanego chłopaka, który mieszka w Hogsmeade. Także tak.
- Ja tam bym się cieszyła na twoim miejscu - wzruszyła ramionami.
- Nie pomagasz - westchnęła przeciągle, podciągając kolana pod brodę.
- Eghem - brunetka kaszlnęła teatralnie. - Co za wstrętna żabojadka! Jak ona tak może?! A tak na serio, wiesz… To wila. One mają takie dziwne podrygi.
- Mhm, poniekąd masz rację. Ale i tak, jedyne na co mam teraz ochotę to nie myśleć… jakoś - skrzywiła się.
- Tylko nie zapomnij pomyśleć o oddychaniu, bo uwierz mi… Bezdech nie jest komfortowy - Rosie uśmiechnęła się lekko. - A jak chcesz, to zaraz coś wymyślę i panna Znikam-Frostie już nigdy nie pomyśli o tym, by kogoś zawieźć - parsknęła śmiechem z delikatną iskrą w oku.
- Dobrze się bawisz, jak widzę - Nella również się śmiała. - Ale wiesz co? Miałam na myśli upicie się. Takie solidne, z dużym kacem?
- Nie uwierzysz, ale muszę odmówić… Ostatnio chyba trochę przesadzam - córka Belli pokręciła przepraszająco głową. - Z resztą, ty panna honorowa? Trzeba dbać o tę waszą zakichaną reputację, a ostatnie wyczyny podopiecznych Domu Lwa są wręcz karygodne - powiedziała ze śmiertelną powagą, pilnując by się nie roześmiać.
- Auć - Gryfonka złapała się za serce. - James nadaje się do Slytherinu…
- Auć - przedrzeźniała ją przyjaciółka. - Słuchaj, bo ja w końcu zacznę myśleć, że wy wszyscy marzycie o zieleni i srebrze. Kolejny raz ktoś mi mówi, że on powinien lub mógłby być w Domu Węża… Salazarze broń! Takie zrzędy?
- A kto był pierwszy? - spytała podejrzliwie.
- Ktoś tam był…
- Nadal jestem ciekawa z jakim to innym Gryfonem rozmawia Rosie… Czekaj, czekaj. Thomson? - zaśmiała się.
- Eeee… Wiesz przecież, że ja dbam o swój image.
- Oczywiście Rosiaczku - zaśmiała się Nell.
- Tak - potaknęła Ślizgonka. - Co jeszcze powiesz Nellito?
- Tak jeszcze nawiążę, co się stało, że trochę przesadzasz z alkoholem?
- Znasz mnie. To wystarczy - parsknęła. - No i wiesz, dostałam tylko szlaban za niedostanie pozwolenia na wyjazd do rodziców, a myślałam, że mnie zabiją i zakopią. To trzeba było oblać. Poza tym panie z różnych pipidówek muszą mieć kandydatów do niewychowanych i nieprzyzwoitych nastolatków… Bo za ich czasów - Rosie wykonała ruch ręką, by zobrazować poczynania jednej ze spotkanych na wakacjach staruszek.
Nella nie odpowiedziała, ale wstała i podała pannie Lestrange rękę. Ta odwzajemniła gest Gryfonki.
- A jak tam Will? - spytała po chwili Nox.
- Skąd ja mam to wiedzieć? - Ślizgonka wzruszyła ramionami.
- Z twojej perspektywy, Rosie. Nie pytam jak on się czuje, tylko czy się pogodziliście, albo coś…
- Aaaa… To nie. Bo wiesz. Ja raczej niczym tam nie zawiniłam - stwierdziła.
- Ciężko by było, żebyś zawiniła. Nie przeprosił cię, ani nic? - spojrzała na pannę Lestrange.
- Wiesz. Mowa srebrem, milczenie złotem - Rosie zaśmiała się krótko. - Co z tego, ze to jakoś tak gryfońsko brzmi.
- E tam… w obecnym świetle można przymknąć na to oko.
- Pewnie tak - skwitowała córka Belli.

~~~
Cześć! 
A o to przed Wami rozdział 7. 
Mamy nadzieję, że przypadnie wam do gustu :)
Do następnego razu!
~ Rosie, Lily, Nella