Ciemnowłosa dziewczyna rozejrzała się dookoła. Znajdowała się przed wielkim zamkiem zbudowanym z czarnego kamienia. Bił od niego mroczny blask, który powoli wdzierał się do jej duszy. Jakaś niewidzialna siła popchnęła ją w stronę wejściowych drzwi. Te z trzaskiem uchyliły się przed gościem. Nastolatka weszła do środka. Dookoła panowała ciemność, którą przełamało ciepłe światło pochodni zawieszonych na ścianach.
- Witaj Rosie - obok Ślizgonki pojawiła się ta sama istota co jakiś czas temu w jej dormitorium.
- Kim ty jesteś? - zapytała córka Belli, wsłuchując się po chwili w echo wypowiedzianych przez nią słów.
- Nadal się nie domyśliłaś? Jestem tobą, a raczej kimś kim ty być powinnaś - twarz dziewczyny wykrzywiła się w nikłym uśmiechu.
Rosie cofnęła się. Nie wiedziała czemu, ale ta istota przyprawiała ją o szybsze bicie serca. Nie mogła oprzeć się świadomości bezsilności. Jej własne odbicie nie zostało dłużne. Nie minęła sekunda, a istota stała naprzeciw Ślizgonki, wpatrując się w nią pustym wzrokiem. Lestrange była sparaliżowana. Nie mogła wykonać najmniejszego ruchu. Otoczyła ją czarna mgła. Zaraz po tym usłyszała szyderczy śmiech towarzyszki.
- Jesteś słaba. Brudzisz swoją godność łamiąc przepisy rodziny. Ale nie musisz się bać. Jak już mogłaś się przekonać, naprawię cię. Bądź posłuszna, to nic ci się nie stanie - mgła opadła. Teraz stały same. Twarzą w twarz pośród ciemności. - Masz skupić się teraz na swojej misji! Na twoim przeznaczeniu! - wizualizacja krzyknęła przeraźliwie, po czym znikła.
Rosie otworzyła oczy. Leżała we własnym łóżku, ściskając kołdrę i dygocząc. Rozejrzała się wokół. Jej współlokatorki jeszcze spały. Lestrange odetchnęła z ulgą i usiadła. Zanim jednak do końca się uspokoiła usłyszała jeszcze nikłe “milcz” w swoim umyśle. Po tym, jak na zawołanie rozluźniła się i poszła ubrać.
__
Liliane obudziła się w podłym humorze. Otworzyła powoli powieki. Musiała coś znaleźć. Rosie krzątała się po pokoju. Panna Nox postanowiła poczekać, aż jej przyjaciółka skieruje się do łazienki. Następnie delikatnie, tak aby nie narobić hałasu, wstała. Ubrała się, a następnie doprowadzając się zaklęciem do względnego porządku, opuściła dormitorium. Szybko minęła wielki szmaragdowy pokój. Jej uwagę przyciągnęły jednak delikatne smugi światła, które widoczne były tylko w porze wschodu i zachodu słońca.
Następnie pośpieszyła ku bibliotece. Korytarze były puste. Do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze sporo czasu, więc nie musiała się martwić, że ktoś mógłby się zainteresować jej intencjami. Kiedy była na miejscu, przystanęła. Jej celem był dział ksiąg zakazanych. Dokładniej Księga Rytuałów. Jeszcze dokładniej - rozdział opowiadający o obrzędzie krwi.
Nie zwlekając długo, zabrała się za szukanie.
Sięgała ze zrezygnowaniem po piętnastą z rzędu księgę. Nie znalazła nic. Zamknęła ją i zamierzała odłożyć na półkę, kiedy zauważyła wyrwaną stronę, która była wciśnięta w szczelinę pomiędzy ściankami regału. Liliane wstrzymała oddech. Chwyciła stronicę, po czym przeczytała jej tytuł. Ze zdziwieniem obejrzała się dookoła. To nie było normalne, nawet w świecie czarodziei. Jakiś cichy głosik odezwał jej się w jej głowie, sugerując, że tak powinno być. Dziewczyna zaufała temu przeczuciu i chowając papier do kieszeni spodni, jak najszybciej opuściła pomieszczenie i pobiegła w stronę klasy.
__
Córka Belli wstała z pożółkłej trawy. Pogoda dzisiejszego dnia dopisywała, więc zaraz po przebudzeniu, ulotniła się na błonia. Dziewczyna ostatni raz zaciągnęła się ciężkim od mgły powietrzem i udała w stronę Hogwartu. Z wielką przyjemnością wsłuchiwała się w oddalający się śpiew ptaków, który zastępowały głosy rozmawiających uczniów. Rosie skupiając się na tym, by nie wykrzywić się z bólu, który czuła, gdy tylko spojrzała w kierunku kogoś z poza Domu Węża, dołączyła do przyjaciół pod klasą. Posłała wszystkim krótki uśmiech i oparła głowę o ramię kuzyna. W takiej pozycji, rozmawiając co jakiś czas z Liliane, czekała na zajęcia.
___
Trening drużyny Gryffindoru rozpoczął się całkiem nieźle, jak na początek ćwiczeń dotyczących zbliżających się rozgrywek Quidditcha, a odbył się po lekcjach. Pogoda sprzyjała zarówno szukającemu jak i reszcie składu, wszystko szło jak z płatka, a przynajmniej do pewnego momentu. Największe i w sumie jedyne problemy miał sam kapitan, który musiał nie tylko zdobyć znicz, ale jednocześnie obmyślać strategię na mecz z Hufflepuffem oraz nadzorować ruchy innych zawodników - głównie nowego obrońcy w postaci Fredrika. Potem zdarzył się wypadek. Jeden z pałkarzy spadł z miotły, więc James musiał zaprowadzić go do skrzydła szpitalnego… a gdy wrócił, drużyna była tak zmęczona, że postanowiła skończyć trening.
___
Lekcja rozkręciła się już na dobre. Profesor Dape zdążył rozrysować układy konstelacji na tablicy i przepytać paru uczniów. Ślizgońska część rocznika z uwagą wysłuchiwała wyjaśnień nauczyciela. Był to jeden z ulubionych przedmiotów podopiecznych Domu Węża, a w szczególności panny Lestrange, jak i Scorpiusa Malfoya. Pochodząc z rodziny, gdzie imiona nadawano na cześć gwiazdozbiorów i planet, nie martwili się o oceny. Wszystko mieli w małym palcu.
- Tak, więc to są najważniejsze informacje, jakie powinniście wiedzieć o księżycach Neptuna - powiedział profesor Dape. - Jakieś pytania?
- Profesorze, a jak bardzo wielkie szkody dla nas miałoby przesunięcie się jednego z tych księżyców? - ze środkowego rzędu odezwała się pulchna blondynka ubrana w zieleń i srebro, zaczynając tym samym kolejną część wykładu.
__
- Tak udanego treningu już dawno nie odbyliśmy! - krzyknął rozradowany Fredrik, który z nadmiaru emocji prawie się przewrócił.
- Nie było najgorzej - westchnął James. - Ale mogliśmy grać lepiej…
- Stary! Obroniłem z dziewięć na dziesięć kafli!
- Dlatego mówię, nie było najgorzej, nie ekscytuj się tak Fred. Trening udany, co prawda nie na sto procent, ale w porządku.
- Chodzi ci o to, że nie złapałeś znicza? - wyraz twarzy przyjaciela lekko posmutniał.
- Nie tylko.
- Następnym razem zagrasz le…
- Daj spokój Fred, chciałbym teraz pobyć sam, okej?
- Taa, jasne. Nie ma sprawy. Do później!
Potter został sam. Szedł zamyślony, nie wiedząc gdzie. Nogi niosły go przed siebie, a on starał się przeanalizować dzisiejszą grę. Co prawda, obrońca w postaci Fredrika dużo się poprawił, ale tak on sam nie wypatrzył najważniejszego przedmiotu. Zagrało mu to na ambicję, szczególnie, że to dopiero trening, a co byłoby na meczu? Przy większym stresie?
Jest kapitanem i szukającym, to głównie na nim wszyscy polegają! Reszta grała zdecydowanie lepiej, co było małą pociechą, a jednocześnie zmartwieniem dla niego…
Prawie wpadłby do wody jeziora, gdyby nie podświadomość, karząca mu raptownie się zatrzymać. Odwrócił się by odejść, ale drogę przysłoniła mu postać.
- Szybciej załatwiłbyś sprawę rzucając się z dachu, ale skoro tak bardzo pragniesz to zakończyć w taki sposób… pokibicuję ci.
- Serio Lestrange, serio? Po co w ogóle się odzywasz? Duma ci karze? Czy może coś w twojej głowie? - odparł Potter, wymijając Ślizgonkę.
Córka Belli zmierzyła go gniewnie wzrokiem.
- Czysta złośliwość - parsknęła. - Zastanawiające jest to, że ty z całej swojej świty masz najgorsze poczucie humoru.
- Czyli jednak, trafiłem - zaśmiał się Gryfon.
- Tak, tak… Zakład na mój temat. Wasze życie jest zbyt nudne, czy moje tak genialne? - Rosie odeszła parę kroków i zaczęła puszczać kaczki na wodzie. - Nienawidzę tego jeziora - burknęła.
- Po pierwsze: czy ja tutaj jestem z kimś jeszcze? A po drugie: wcale fajniesię nie oglądało, jak toniesz, Rosie.
Dziewczyna zaprzestała wykonywanej przez nią czynności. Jakiś głos w jej głowie próbował się przedrzeć do świadomości, ale mieszanka ziół i eliksirów skutecznie go zagłuszyła. Odwróciła się w stronę chłopaka i wpatrywała się w niego z dyskomfortem usłyszenia swojego imienia z jego ust.
- Winszuję, znasz moje imię. Ale używać go nie musisz - popatrzyła na niego przez ramię, po czym zaczęła iść w stronę łąki.
- Pozory trzeba zachować, nieprawdaż?
- Nie kiedy nie ma takiej potrzeby, kolego Nelli - odpowiedziała mu krótko.
- A kiedy jej nie ma, Rosie? - zaśmiał się James.
Dziewczyna błagalnie popatrzyła w stronę nieba. Okręciła się wokół własnej osi, po czym odpowiedziała ze znudzeniem:
- Wiem. Pan szlachetne Serduszko ma dzień dobroci na tych złych.
- Dzień dobroci? Te to chyba dawno minęły… - mruknął. - Co bym teraz nie powiedział, to i tak zaprzeczysz, więc chyba rozmowa skończona. Miłego dnia, Lestrange.
Dziewczyna usiadła na trawie i z politowaniem pokręciła głową.
- Jesteś idiotą, Potter. Przyszłam popatrzeć jak sobie pływasz, a ty za mną leziesz i masz pretensje, że próbuję ogarnąć to swym małym, niecnym rozumkiem.
- Co rodzice ci zrobili, że tak się zachowujesz? - warknął.
- Dlaczego sugerujesz, że to wina moich rodziców? - wzruszyła ramionami. Jak on śmie w taki sposób wyrażać się o jej rodzicach? Nic jednak dziwnego. Jest spokrewniony z ludźmi, których Ślizgonka ma serdecznie dość. W kółko powtarzające się pytanie. Ogarnęła ją fala mdłości, którą szybko zatrzymała.
-Sama z siebie aż taka nie jesteś… tak przynajmniej zakładam.
- Znawca mojej osoby się znalazł - uśmiechnęła się krzywo. - Co jeszcze syn Złotego Chłopca wie na mój temat?
Brunetka położyła się na ziemi, krzyżując ręce pod głową. Ewidentnie zaciekawiła ją ta sytuacja. Oczywiście nie zapominając o nie lada rozrywce, jakiej sobie w tej chwili dostarczała. Sam James Potter próbuje ją nawracać. Takiego zaszczytu nie dostępuje się codziennie. Dziewczyna odetchnęła głęboko, przyglądając się chmurom. Niebo miało teraz kolor przygaszonego błękitu, lecz szybko znikało za nawarstwiającymi się obłokami. Przyjemny wiatr otulał ją i stojącego obok Gryfona.
- Ciężko to wytłumaczyć. Nie jesteś jak inni Ślizgonii… jesteś wręcz gorsza pod względem “rozmowy”, a jednocześnie potrafisz się dogadać. To tak, jakbyś zmieniała co chwilę maskę - stwierdził.
- Kontynuuj panie doktorze, bo wyjdzie zaraz z tego ciekawa teoria - powiedziała z ironią, która nie została rozpoznana przez chłopaka.
- No nie wiem… widać po tobie, że tego nie chcesz?
Nastolatka westchnęła z pożałowaniem.
- Wiesz kiedyś zainteresowałam się amatorskimi opowiadaniami. To był stały tekst w każdym z nich. Ale… Nie wyznasz mi miłości prawda? - zapytała poważnie.
- Nie lubię dziewczyn z kręconymi włosami - powiedział podobnym tonem.
- Kręcone? - Rosie zmrużyła oczy, po czym zaczęła oglądać kosmyki na głowie. - One są proste znawco.
- Zazwyczaj. Z resztą nie ważne.
- Idź do lasu Potter - dziewczyna pokręciła głową i zakryła oczy dłońmi.
- A teksty typu “spadaj na drzewo” nie wyszły już z użycia? - zrobił zaskoczoną minę.
- Ale ja ci kazałam iść do lasu. Drzewo masz trochę bliżej, ale nie sądzę, żeby nasza ulubiona wierzba była zachwycona wspinaniem się na nią.
- Chyba, że zna się “wyłącznik” - James spojrzał na wspomniane drzewo, uśmiechając się w duchu.
- A ja znam wyłączniki na wszystko. Nawet na ciebie.
- Jasne, avada czeka. To chyba czas, żebym już poszedł od panny księżniczki. To jak już mówiłem… miłego dnia życzę.
Potter ukłonił się teatralnie, jednocześnie przewracając oczami. Zaczął się wycofywać, nadal patrząc na pannę Lestrange.
- Nie jestem upośledzona. Bardziej chodziło mi o pewne informacje. W twoim przypadku jest to, iż pragniesz poznać zaklęcie na idealne ułożenie włosów. Wszystko byłoby znośne, gdyby nie fakt, że chcesz je wyłudzić zawsze przed snem… - Lestrange podniosła się do pozycji siedzącej i na jej twarzy zawitał typowy ślizgoński uśmiech. Odpowiedziało jej kolejne przewrócenie oczami.
~~~
Cześć wszystkim!
Z całego serca chcemy Was przeprosić za takie opóźnienie, ale brak internetu dał się nam we znaki.
Jak zawsze mamy nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu.
Od razu także przesyłamy podziękowania dla kuzyna xXRosieXx, który pomógł wymyślić nazwisko profesora ;D
Do następnego razu!
~ xXRosieXx, Nella-qq, LilianeR