poniedziałek, 9 maja 2016

Rozdział 6

Jak to zazwyczaj bywa paczka Ślizgonów znów spóźniła się na pierwszą lekcje. Oczywiście zdążyli obwinić za to cały świat i w pośpiechu wybiegli na korytarz. Następnie bijąc rekord czasowy, wydostali się z lochów.
- Powiedzcie mi, co was tak długo zatrzymało w dormitorium? - warknęła zdyszana Lili, biegnąc korytarzem.  
Chłopaki spojrzeli na nią wilkiem.
- Ty też nie jesteś lepsza - odpowiedział jej Tim.
- Wyszłam z pokoju trzy minuty szybciej - zaśmiała się nerwowo dziewczyna.
Po chwili zdyszana grupka wpadła do klasy i przepraszając za spóźnienie, usiedli w ławkach.
Nie chcąc przeszkadzać w prowadzonych zajęciach, wyciągnęli pióra i zaczęli przepisywać notatkę z tablicy. Nie było to takie proste jakby się mogło wydawać. Runy na niej pokazane były całkowicie nowe i tak naprawdę nie wiedzieli co oznaczają.
- Pss… Johnson - szepnął Zabini w stronę kolegi z domu. - Jaki temat? I co to do cholery ma być? - zapytał widząc dziwaczne rysunki w notatkach szatyna.
- Panie Zabini! Nie mało, że się pan spóźnił to jeszcze przeszkadza pan innym uczniom! Szlaban! - krzyknęła nauczycielka odrywając się od pisania nowych znaków na tablicy.
- Ale pani profesor, ja…
- Nie ma żadnego ale, panie Zabini! Ma pan zostać po lekcjach.
Will westchnął ze zrezygnowaniem i powrócił do przerwanej czynności.
Reszta lekcji minęła spokojnie, bez zbędnych nieprzyjemności.


__

- Ale żeby być aż tak nieodpowiedzialnym?! Mogliście chociaż wyszukać jakoś to zaklęcie. Zmienić jezioro w…
- Ciszej kobieto, bo już na nas dziwnie patrzą - warknął Fredrik.
- Należy wam się! Jesteście cholernymi Gryfonami, a zachowaliście się gorzej niż jakiś ciapak-borsuk!
- Czyżby twoja duma na tym ucierpiała, Nox? - chłopak uśmiechnął się lekko.
- Bardzo - westchnęła Nella. - Odpuściła wam chociaż trochę?
Fred spojrzał na nią z powątpiewaniem wypisanym na twarzy i postukał się palcem w czoło.
- U niej nigdy takie coś nie przejdzie… mamy trzymiesięczny szlaban. Codziennie, z wyjątkiem niedziel, mamy się stawiać w jej gabinecie, a tam wydaje nam rozkazy. O piątej trzydzieści rano… - wydawał się na prawdę załamany. - Poza tym, już nam to mówiłaś.
- Dobra, wiem. Mam przestać, bo jeszcze bardziej dołuję - machnęła rękami. - Powiedz mi chociaż co było dalej. W sensie po waszym wyjściu z Pokoju Wspólnego.
- James ci nie powiedział?
Pokręciła przecząco głową i przeniosła wzrok na szatyna, który spał na kanapie. Słodki widok psuły szczegóły, które teraz było widać bardzo dokładnie: sine worki pod oczami, różne skarpetki, albo nawet pozycja w jakiej ulokował się Potter. Nell wiedziała, że J nigdy nie był nocnym markiem, że wolał się położyć spać trochę wcześniej niż koledzy. Mimo wszystko bliżej mu było do sowy niż rannego ptaszka.
- Gdy byliśmy już na korytarzu, biegliśmy z całych sił, tak jak nas ostrzegłaś - zaczął Fred. - W pewnym momencie ktoś wciągnął nas do klasy i ogłuszył. Może dlatego, że James zaczął krzyczeć coś w stylu “To nie my! To nie byliśmy my!”. Jak się potem okazało, był to Tomm, ale nie sam.
- Kto z nim w takim razie był? - spytała Gryfonka. Jej mina wyrażała zaciekawienie.
Weasley wzruszył ramionami.
- Carmen.
To było trochę jak cios w brzuch i twarz jednocześnie. Jak cios z tego krzesła, którym zawsze groziła jej Rosie. Tak, dokładnie tak.
- Słyszeliście coś? - powiedziała neutralnym tonem, starając się zachować emocje wewnątrz.
- Chodzi ci o nią? Jakieś małe urywki, kawałek ich wspólnej rozmowy. Nic więcej.
- Powiedz to, co pamiętasz - westchnęła, wyczarowując sobie kubek ze świeżo zaparzoną kawą.
- Ale to tylko urywki.
- Mów.
- Cara wyglądała na dość zmęczoną, jakby chorą, ale głos miała silny jak zawsze - zaśmiał się. - Mówiła coś o nie dowiedzeniu się, a Thomson, że to załatwi… Potem straciłem przytomność, oczywiście za pomocą zaklęcia, a gdy się obudziłem… Puff! Frostie już nie było.
- Dokończymy tę rozmowę - westchnęła z niebezpiecznym błyskiem w oku. - Potter się budzi.


__


Panna Lestrange właśnie przybyła do Hogwartu. Rozglądnęła się dookoła i z ulgą stwierdziła, że ostatnia lekcja jeszcze się nie skończyła. Jak najszybciej skierowała się do swojego dormitorium. Ślizgonka wypakowała zawartość kufra, po czym usiadła na łóżko. Napawała się chwilą spokoju, którą zniszczyło wrażenie obecności kogoś jeszcze. Podniosła wzrok i zobaczyła dziewczynę przyglądającą się nastolatce. Rosie zamrugała kilkakrotnie, by upewnić się, iż nie są to przewidzenia. Ku jej zdziwieniu osoba ta nadal stała naprzeciw niej. Ślizgonka mogłaby przysiąc, że jej gość wygląda identycznie jak ona, lecz jakby wyprana z kolorów.
- Witaj Rosie - głos nowo przybyłej rozległ się echem w głowie Lestrange. Tajemnicza postać podeszła bliżej i wyciągnęła rękę ku brunetce. Tamta jak urzeczona przyglądała się zaistniałej sytuacji. Po chwili, dotknięta niewytłumaczalną pokusą, złapała za dłoń dziewczyny. W tym samym momencie usłyszała śmiech, a wizja rozmyła się, pozostawiając po sobie wspomnienie. Córka Belli straciła na moment świadomość. Nie potrafiła wytłumaczyć sobie co właśnie miało miejsce. Czując kłębiące się myśli w jej głowie, odetchnęła głęboko i rzuciła się twarzą w pościel.

__

Siedziała starając się nie słuchać rozmowy przyjaciół, która mimowolnie obijała się o jej uszy. Rozmyślała nad zachowaniem panny Frostie… nad jej unikaniem i brakiem zainteresowania. Tak, to ją bardzo bolało, a Carmen mimo przeprosin i ciągłych zapewnień nie spędzała z nią ani chwili. Nie uczyły się razem, nie rozmawiały… tak jakby nagle wszystko zniknęło.
Zganiła się w myślach. Są teraz gorsze sprawy niż to.
- Co mówiłeś? - zagadnęła do Jamesa, który o dziwo odpowiedział jej uśmiechem.
- Mam plan.
Nella uniosła ręce ku górze.
- Błagam, powiedz, że nie chodzi o tę sprawę z jeziorkiem.
- Tym razem nie. Chodziło mi o Thomsona i Frostie. Oni coś kręcą…
- Masz na myśli… ze sobą? - podłapał Fredrik.
- A bo ja wiem. Może. Tak to sobie wygląda - odparł syn Złotego Chłopca.
- Potter, rusz głową - westchnęła szatynka. - Są przyjaciółmi, ale w ten drugi sposób… to by się nawet kijem nie tknęli. Poza tym, Carmen woli Francuzów.
- No tak… Te zamiłowanie do rodzimych żabojadów - parsknął Fred.
- A jaki miałeś plan? - zwróciła się bezpośrednio do Jamesa.
Szatyn wzruszył ramionami.
- Chciałem zaczekać aż wrócą tutaj. Przyłapać ich! Tak, żeby musieli się tłumaczyć.
- W sumie to nie byłby taki zły pomysł - zamachnął się Fred. - A brzmiałoby to tak: gdzie te rączki panowie… Panie też.
- Nieważne - skwitowała Nell. - Róbcie sobie co chcecie, a ja idę się przejść.
__

Rosie po wyjściu z pokoju, skierowała się na błonia. Przypuszczała, że osoba którą szuka, najpewniej będzie tam obecna. Zdawała sobie sprawę z następstw, ale mimo to czuła, że powinna wyjaśnić parę spraw. Rozglądnęła się dookoła i z ulgą stwierdziła, że Tomm Thomson szedł właśnie przez łąkę. Na całe szczęście był sam. Trudno byłoby się wytłumaczyć bez dłuższej gadaniny, po co panna Lestrange - szkolna psychopatka - chce porozmawiać z Gryfonem w cztery oczy. Przyśpieszyła, by go dogonić, po czym złapała jego przedramię.
Chłopak odwrócił się zaskoczony, wytrzeszczając oczy na Rosie.
- Możemy pogadać?  - zaczęła niepewnie dziewczyna. Odpowiedziało jej kiwnięcie głową. Zaraz też szli w stronę jednego z malutkich lasków, do którego prowadziła bardzo duża łąka, porośnięta wyłącznie trawą. Lestrange milczała chwilę, ale w końcu zdecydowała się zabrać głos.
- Chciałam ci podziękować za pomoc. Powinna to być pierwsza rzecz jaką miałam wtedy zrobić - powiedziała spokojnie, siląc się na powagę.
- Nie ma sprawy, nie zrobiłem tego dla twoich podziękowań - odpowiedział ważąc słowa.
- Tak, ale nie było to uprzejme z mojej strony - odparła. - Mało tego.  Zdaje się, że ciebie wcześniej obraziłam. Przepraszam za to… No wiesz. Wtedy ten cały sekret… Powinnam się zorientować już kiedy powiedziałeś, dlaczego tiara dokonała takiego wyboru. Mój rozum był jednak lekko przytłumiony przez cały tamtejszy dzień - dodała na jednym wdechu.
- Jasne. Nie ma sprawy, Lestrange - patrzył jej prosto w oczy.
Dziewczyna w odpowiedzi parsknęła śmiechem.
- No co? - westchnął Tomm.
- Nic. Zawiodłam się na swoich własnych oczekiwaniach - skwitowała.
- A co mam zrobić? Oh, Lestrange! Uratowałem ci życie, teraz będziesz robić mi zadania przez rok! - wyszczerzył się.
- Oczywiście. Czyli nie musisz się martwić o zielarstwo… W sumie to ja też mam je gdzieś. Tylko potem bez zażaleń za brak tego i owego.
- Lepsze to niż nic - stwierdził nerwowo przygładzając włosy.
- Ale to jest nic - Rosie pokiwała głową z politowaniem.
- Zachwycający fakt z życia uratowanej przeze mnie Ślizgonki! Słuchajcie wszyscy - krzyknął wesołym głosem.
- Uważaj, żeby ciebie nie musiał nikt ratować - Lestrange zgromiła go wzrokiem za ten czyn.
Chłopak nie odpowiedział, ale zrobił posępną minę.
- O co ci chodzi? - zapytała zrezygnowana.
- O nic. Masz zupełną rację. Moja cała kariera poszłaby się rypać, gdybyś musiała mnie ratować… nie wspominając już o dziewczynach - skwitował z udawanym smutkiem.
- Pal sześć z nimi - machnęła ręką. - Reputacja szkolnej psychopatki zostałaby splamiona na całe życie, a moja rodzinka zapisałaby mnie na zajęcia indywidualne - zaśmiała się z pogardą. - Także jak widzisz, jest to sytuacja niebezpieczna dla nas obojga.   
- To może jakieś ustronne miejsce? Chyba, że to wszystko co chciałaś mi powiedzieć, mała.
- Nie.  
- To dobrze, bo ja mam pytanie - zawahał się przez chwilę - Ogólnie… masz powiązania z czarną magią, a tak jakby…
- Okej… Co zrobiłeś? - dziewczyna zmarszczyła brwi i uważnie przyglądała się swojemu rozmówcy.
- Nie ja. Idioci - westchnął. - Potter i Weasley. Ci debile byli w Zakazanym Dziale i znaleźli jakieś zaklęcie… Sam do końca nie wiem, ale dyrektorka uznała mnie za współwinnego całej sytuacji.
- Ach Gryfoni i wasze przygody. Kiedy zrozumiecie, że lewki brać się nie powinny za intrygi i łamanie zasad? Co takiego tam znaleźli, że Mcgonagall tak zareagowała?
- Dziwne zaklęcie … - odpowiedział.
- Rozumiem. Czyli tak zwana szkolna czarna magia… Która z takową prawie nie ma nic wspólnego - rzuciła w zamyśleniu. - Nie to, że ją praktykuję - uniosła ręce w obronnym geście.
- No tak.... właśnie. Więc… ja wiem, że to zależy od zaklęcia, ale jest jakaś możliwość, żeby  odczarować to jezioro?
- Hmmm… Powiem tylko, że to moje pierwsze godziny od przyjazdu z powrotem i nie wiem co masz na myśli królu elokwencji i etykiety - parsknęła Ross.
- Oj nie denerwuj się przez moją kulturę aka ciapowatość  - zaśmiał się. - Te patałachy zmieniły wodę w jeziorze na truciznę. Znaleźli zaklęcie na zmienienie wody w to coś, więc pobrali próbkę z jeziora, ale okazało się, że zaklęcie działa na całą wodę, z której pochodziła próbka, a nie na samą próbkę. Wiem, zawiłe - stwierdził.
- Rozumiem. Vindicta Levis i te sprawy. Może umiem coś temu zaradzić, a może nie. Co z tego będę mieć? - zapytała śmiertelnie poważnie.
- Przychylność kolegi, który cię uratował? Albo spłacony dług - wyszczerzył się Gryfon.
- Podobno ty nic wspólnego z tym nie masz - zauważyła sprytnie. - A Szlachetnemu Sercu Potterowi i co ważniejsze Weasleyowi nie jestem nic winna.
- Ale Rosie! To moi przyjaciele, oni ratowali moją seksi dupę, więc ja czasami ich nędzne tyłki też muszę.
Dziewczyna odchrząknęła teatralnie.
- Albo… zrobię ci ten długi esej z historii magii - westchnął. - Mogę przysiąc, że będzie na wybitny.
- Widzisz? Jednak można się z tobą dogadać… O! Tak przy okazji… Co dostaliśmy z Zielarstwa?
- Powyżej oczekiwań… Nie patrz tak na mnie! To Jameska się nie nauczyła tekstu.
- To ja jednak nie pamiętam jak pozbyć się skutków nieudolnego rzucenia tego przyjemnego zaklęcia. Tak przy tym podtopieniu zapomniałam - warknęła.
- Dwa eseje - wzdrygnął się lekko. - Z historii magii i transmutacji.
- Wyglądasz jakbyś podpisywał cyrograf - parsknęła. - Niech ci będzie.
- Bo podpisuję… Rosie… jest jeden haczyk.
- Słucham cię bardzo uważnie - odparła.
- Zaklęcie przeciwdziałające ma być rzucone przez jednego z naszej trójki ofiar.
- Eee… No to niestety zrobić nic się nie da. Albo rzucę to ja albo… papa życie w jeziorku na stałe.
- Pięć esei?
- Nie Thomson. Tego nie da się wykupić.
- Ale w czym ty widzisz problem? Podajesz mi formułkę, uczysz i już. Mamy wypowiadać zaklęcie przy dyrektorce, to część kary…
- Nie. Przyswój ten fakt. Czy twoja nieszczęsna główka tego nie pojmuje, że czarną magię tego rodzaju można zlikwidować tylko czarną magią? Nikt nie będzie przy uprzejmej pani dyrektor rzucał takimi zaklęciami. To jest część sprawdzająca czy dacie sobie z tym radę. Jak tak… Pojawią się pytania i dochodzenie. Mogę to załatwić, ale nikt oprócz naszej dwójki wiedzieć o tym nie będzie. Mcgonagall uzna, że coś sknocili i zaklęcie się nie utrwaliło, a my wszyscy wyjdziemy na czysto - skończyła wykład.
- To dziwne, ale pokładam w tobie nadzieję - skwitował jej słowa. - No to daj czadu mała, bo nie mamy zbyt wiele czasu… Pewnie już mnie szukają.
Dziewczyna spojrzała na niego z niezrozumieniem.
- Jameska i Fredzik - przewrócił oczami.
- A niby czemu? Zakochani? - Ślizgonka uniosła jedną brew w wymownym geście.
- Nie wiem, może. Raczej chodzi o to, że znam zaklęcie na szybkie ułożenie włosów, które im jest potrzebne przed spaniem… czego w ogóle nie rozumiem, ale to ich sprawa. Odpowiadając na twoją ripostę, nie podam im go, bo lubię patrzeć jak mnie o nie błagają - zaśmiał się.
Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się krótko.

Gdy już udało się im wymknąć, Rosie wraz z Tommem jak najszybciej udali się nad jezioro. Nikogo nie było w pobliżu, dlatego też nie musieli zawracać sobie głowy nie wiadomo jak wielką dyskrecją.
Córka Belli stanęła nad taflą wody i zaczęła coś mamrotać.
- Co mówisz mała? - Thomson nie zrozumiał ani jednego słowa.
Ta skinęła na niego ręką, a kiedy skończyła zaczętą czynność, odezwała się:
- Odwracam zaklęcie. Jest to dość trudne, bo zazwyczaj nie ma się do czynienia z taką ilością zatrutej substancji.
- Mhm, no jasne. To ja sobie usiądę - mruknął chłopak.
- To siedź - stwierdziła dziewczyna, po czym ponownie wróciła do wymawiania inkantacji.
Gryfon zaczął się kręcić.
- Myślałem, że to będzie ciekawsze…
- Przepraszam, że cię zawiodłam - syknęła. Jej myśli momentalnie skierowały się na wyczerpujące się siły Ślizgonki. Zaklęcie było niewyobrażalnie wycięczające, ale nie miała zamiaru udawać, ani tym bardziej wywoływać różnych efektów.
Ta magia nie była jedną z widowiskowych odmian. Przecież gdy planuje się czyjąś śmierć, nie krzyczy się o tym na prawo i lewo.
- Nie ty, tylko oni - odrzekł wesoło wychowanek domu Lwa.
Po paru kolejnych minutach, Rosie odeszła parę kroków i usiadła na trawie obok swojego towarzysza.
- Zaraz wszystko wróci do normy - odetchnęła głęboko.
- Dzięki mała.


__


- Rosie, poczekaj - powiedziała Lil, podchodząc do napotkanej przyjaciółki.- Jak tam?
- Bywało lepiej, ale da się żyć - odparła tamta. - Jak tam wrażenia z dwóch tygodni sam na sam z naszą współlokatorką?
- Powiem ci, że sama się dziwię, ale nie było najgorzej - wzruszyła ramionami Ily. - To były najlepiej spędzone chwile ze Smith w moim całym życiu.
- Aha. Też tęskniłam Liliane - parsknęła córka Belli. - Z kolei ja nigdy, tak jak tego razu, nie musiałam od siebie odganiać nadopiekuńczych skrzatów… No nie tylko - urwała.
- No a co tam u Draco?
- Dobrze. Powiem ci, że mi nie narzekał. Daje sobie radę ten mój kuzyn - Rosie wzięła głęboki oddech. - Także wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- To dobrze - westchnęła Lil. - Ogarnęłaś o co dzisiaj chodziło na runach?
- Nie było mnie jeszcze w murach tej cudownej szkółki - burknęła Rosie ze zwątpieniem. - Przyjechałam po lekcjach.   
Lili zmieszała się i poprawiła swojego kucyka.
- Aha, to jak coś to były dziwne symbole i ja nie dałam rady tego zrozumieć, wiec będziesz musiała sobie nadrobić od kogoś innego…  
- Przeżyję. Nie z takich rzeczy wychodziłam na prostą.
__


- Łosie! Tak, wy! Wołam was i wołam, a wy nic! - krzyknęła Gryfonka, pędząc ku przyjaciółkom. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech. - Co powiedzie na  wieczór filmowy?
- Ja mam inne plany na dzisiaj - powiedziała Lili i przyśpieszyła kroku.
- Lili! Droga siostro, jeśli teraz odejdziesz, to zachowam się jak Ślizgon i uderzę w ciebie zaklęciem od tyłu! - zbulwersowała się Nella. Starsza Nox odwróciła się przez ramię i uniosła z powątpiewaniem brew.
- Ja też nie mogę - dodała szybko córka Belli.
Gryfonka pokręciła głową.
- Jasne! Wy zawsze nie możecie.
Rosie wzruszyła ramionami.
- No niestety droga Nello, chciałabym ci pomóc ale… Mam podwójną randkę. Ja i whiskey razem z Nottem i jego trunkami.
- Czy wy się za często nie spotykacie? - spytała młodsza panna Nox.
- Jesteś o mnie zazdrosna?
- Nie... Lili, może przynajmniej ty?
Liliane odwróciła się i szła dalej tyłem.
- Nie siostro. Dzisiaj mam projekt, znowu, i kończę czytać książkę, oraz… na pewno znajdzie się wiele rzeczy, które muszę dzisiaj zrobić - powiedziała (już) brunetka.
Nagle wpadła plecami na coś, a raczej na kogoś. Rosie i Nella zaczęły się śmiać, a Lili odwróciła się i uśmiechnęła przepraszająco w stronę Puchona, na którego ciele się zatrzymała.
- Może połóż się spać - stwierdziła Gryfonka. - Jesteś zbyt rozkojarzona.
Liliane wzruszyła ramionami, poprawiła marynarkę i skierowała się w stronę lochów. Nell pokręciła głową i zakładając ramiona na pierś, ruszyła schodami do swojego dormitorium.


__


Córka Belli jak najszybciej skierowała się do dormitoriów chłopaków. Gdy była na miejscu, zapukała w grube zdobione drzwi. Po chwili otworzyły się i stanął w nich Will. Oczy Rosie zaświeciły się. Minęła chłopaka i weszła do pomieszczenia.
- Cześć Rosie - Tim uśmiechnął się na jej widok.
- Hej - rzuciła krótko. - Nott, pamiętasz naszą ostatnią rozmowę przed moim wyjazdem? - popatrzyła na niego znacząco.
Chłopak uniósł brwi w zdziwieniu, jednak po chwili uśmiechnął się cwanie.
- Oczywiście, że pamiętam, a co chcesz udać się na to piękne spotkanie, które planowaliśmy?
Rosie kiwnęła tylko głową.
- O której i u kogo? - zapytał ze śmiechem chłopak i zmierzwił swojej koleżance włosy.
- Jak najszybciej Tim - wypuściła ciężko powietrze. - Pokój Życzeń?
Chłopak skinął głową, wziął z łóżka swoją bluzę i łapiąc za kilka butelek, schował je pod materiał. Na koniec rzucił do Willa:
- Jak coś, to wrócę późno.
Zabini pokazał kciuka do góry i kontynuował czytanie książki.
Ślizgoni wyszli na korytarz i skierowali się w stronę Pokoju Życzeń.
Po kilku minutach byli już na miejscu. Otworzyli drzwi i ku ich uciesze zobaczyli kanapy, kominek i półki z alkoholami. Usiedli na sofie. Rosie otworzyła jedną z butelek i patrząc w przestrzeń, burknęła:
- Zabij mnie.
- Opowiadaj - powiedział chłopak i oparł łokcie na kolanach.
- Cholerne jezioro, durny Potter, Thomson, Zabini i cała reszta - westchnęła przeciągle. - Na dodatek Mcgonagall jutro zamieni mnie w karalucha, bo nie dosłałam zgody rodziców na wyjazd… Co i tak nie byłoby takie złe w porównaniu z uprzejmym listem do państwa Lestrange o nagannym zachowaniu ich dziecka… A! No i zaczynam mieć majaki - skwitowała.
- To widzę, że jest po co pić - powiedział Tim i stuknął się butelką z Rosie, po czym wziął z niej duży łyk. - Ale nie martw się, kiedyś będzie lepiej. Może.
- Nie wykluczone  - odparła dziewczyna, naśladując poczynania Ślizgona. - A co u ciebie?
- Powiem ci szczerze, że w miarę dobrze. Ostatni tydzień był w miarę, oprócz tego durnego napięcia między wszystkimi. Rodzice na razie się nie odzywają, więc nie mam się czym martwić. Jednak zawsze warto potowarzyszyć w utapianiu smutków, utapiając smutki - mruknął chłopak.
- Tyle dobrze. A co tam u pana Zabiniego, hmm?
- Wydaje mi się, że dobrze, ale jak cię interesuje to sama się spytaj - Tim wzruszył ramionami.
- Pomyślę nad tym jak jego widok przestanie mnie irytować - podsumowała.
Chłopak skinął głową i uniósł butelkę.
- To za co pijemy?
- Za nieprzyzwoitość dzieci arystokratów? - zaproponowała dziewczyna.
- Zawsze, Ross - zaśmiał się chłopak i podniósł butelkę do ust.

~~~

Cześć wszystkim! 
Dzisiaj w końcu rozdział 6. 
Mamy nadzieję, że się wam spodobał.
Do zobaczenia :)
~ Rosie, Nella, Liliane