środa, 9 marca 2016

Rozdział 4

James (Syriusz) Potter II, pierworodny syn Chłopca, Który Przeżył i pokonał Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, oraz Ginewry Potter (z.d. Weasley); uczy się w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Ten szatyn o jasnobrązowych oczach obecnie jest na szóstym roku, w domu Gordryka Gryffindora [...]”.


- Poważnie…? - wymamrotał James.


“Jaki na prawdę jest syn Ministra Magii? Nasze społeczeństwo niewiele o nim wie, ale nikt nie powinien się martwić. Zaraz rozwieję wasze wątpliwości!
Będąc w Hogwarcie, przy okazji postanowiłam zapytać kilku zaprzyjaźnionych z naszym bohaterem uczniów. Niejaka Rose Weasley, córka Hermiony (z.d. Granger) i Rona Weasley’ów, spytana o charakter swojego kuzyna, odpowiedziała z wielkim uśmiechem, że<<To prawdziwy aniołek!>>. Dalej spytałam pannę Carmen Frostie, która nie chciała się wypowiedzieć. Czy to możliwe, aby między dwójką szesnastolatków pojawiła się jakaś chemia? W każdym bądź razie - prawie wszyscy zapytani przeze mnie wychowankowie Domu Lwa uważali Jamesa za wielkiego bohatera i godnego uznania ucznia. Stwierdzili jednak, że nie chcieliby mieć go za wroga. Jeden z nich podał nawet przykład sytuacji, gdy młody Potter…”


- Bzdury - warknął.
Jednym szybkim ruchem zgniótł papier i wrzucił go w ogień. Obiecał sobie w duchu, iż nigdy więcej nie kupi Proroka Codziennego, a przynajmniej, że nie będzie czytał wypocin Rity Skeeter. W jego mniemaniu owa kobieta już dawno powinna przejść na emeryturę. Dziwiło go tylko, czemu zainteresowała się nim akurat teraz?
Jego rozmyślania przerwał radosny pisk, gdzieś kilka miejsc za zajmowanym przez niego burgundowym fotelem. Nie musiał się nawet odwracać, aby wiedzieć kto to był.
Albus Cholera Potter, drugi syn Złotego Chłopca.
- James! - krzyknął czarnowłosy czwartoroczniak, zbliżając się do fotela, na którym siedział jego brat. - Widziałeś? Widziałeś?! Jestem tu!
Młodszy brat J’a wskazywał na wielkie zdjęcie w gazecie.
- Tak, widziałem - westchnął, wiedząc co się święci. Al był blady jak ściana, a ręce lekko mu drżały. - Co chcesz Albusie? - zapytał, spoglądając na niego.
- Mam dla ciebie list. Chyba od mamy. Wziąłem go, bo nie było cię na śniadaniu, a mi Śnieżka przyniosła list od taty, wiesz, ten związany z naborami do quidditcha.
- Masz na myśli paczkę z nową miotłą? - James pokręcił głową, a  Albus oblał się rumieńcem i szybko wręczył bratu kopertę.
James spojrzał na kawałek papieru i odłożył go na stolik obok.
- Mama się pyta czemu nie odpisujesz na jej listy. Martwi się - powiedział po chwili ciszy młodszy Potter.
Odpowiedziało mu ciche prychnięcie.
- Odpisz jej, że nie miałem ochoty. Tak samo jak nie mam ochoty czytać tego listu.
- Ale…
- Albus, nie miałem ochoty. Tyle jej wystarczy - James spojrzał wyniośle na brata.
- Czemu tak traktujesz rodziców? Przecież oni nas bardzo kochają i chcą dla nas jak najlepiej, a ty ciągle masz do nich jakieś problemy! - powiedział Albus z czerwonymi ze złości policzkami.
James wzruszył ramionami i odwrócił wzrok.
- Nie twoja sprawa, młody.
- Wiesz co, mam cię dosyć. Jak chcesz to bądź sobie taki bardzo zły i zbuntowany, ale wiedz, że to jest po prostu żałosne - czwartoroczniak skierował się w stronę drzwi dormitoriów.
Starszy Potter pokazał odchodzącej sylwetce brata środkowy palec.


__


Liliane siedziała w swoim dormitorium i odrabiała zadania z historii magi. Miała do napisania esej na dwie stopy o wielkim pokoju z wilkołakami. Odłożyła pióro i rozejrzała się po pomieszczeniu, które wydawało się bardziej puste niż zazwyczaj. Rosie była wciąż u Dracona, więc jej łóżko było idealnie zaścielone, a na szafce nocnej nie było charakterystycznego artystycznego nieładu. Ruda westchnęła przeciągle i zaczęła przewracać kolejne kartki podręcznika, kiedy do pokoju weszła Ashley Smith. Jednak Lili zignorowała ten fakt i zagłębiła się ponownie w treści książki.
- Cześć, co piszesz? - głos Ashley przewrócił Lili do rzeczywistości.
Dziewczyna siedziała na łóżku obok Ily i patrzyła się jej przez ramię.
- Esej na historię - rzuciła krótko Ruda znad podręcznika i kontynuowała przerwane zajęcie.
- Ach - westchnęła blondynka i wstała z posłania. Podeszła do szafy i zaczęła w niej grzebać. Między współlokatorkami zapadła cisza, którą przerwała Smith: - Kiedy wraca Rosie?
Liliane w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami. Ashley zrezygnowana usiadła na swoim łóżku.
Po chwili Ruda złożyła książki i patrząc na współlokatorkę powiedziała:
- Nie wiem kiedy wraca, może za tydzień, może za dwa.
- Rozumiem… Co się jej właściwie stało? Krążą plotki, że Zabini zbyt mocno chciał się popisać i skończyło się to podtopieniem. Dlatego wyjechała?
- Mniej więcej, po prostu się przeziębiła i potrzebuje czasu, aby wrócić do zdrowia - wyjaśniła krótko Lily.
- Mhm… No ok. A co do tej pracy, to przypadkiem profesorka nie przełożyła tego na za tydzień?
- Nie wiem, ale w każdym razie wolę mieć ją napisaną szybciej.
- Ja chyba za to sobie odpuszczę - zaśmiała się panna Smith.
Lili w odpowiedzi uśmiechnęła się i przeczesała palcami rude włosy.
- Dobra ja idę, bo jestem umówiona z dziewczynami … Mamy iść potem na zakupy - zarzuciła włosami i chwytając za swoją torbę, opuściła dormitorium.
Liliane po jej wyjściu bezsilne opadła twarzą na łóżko.


__


Gdy tylko Albus opuścił Pokój Wspólny, James postanowił rozluźnić się przy piwie kremowym. Przywołał butelkę z pokoju i poprawiając się na fotelu upił łyk napoju. Przez chwilę rozważał nawet, czy nie odpisać matce, lecz prawie od razu skarcił się za to w myślach.
To tylko z nudów - stwierdził. Cóż, poniekąd miał rację.
Po wyjściu Albusa w pokoju zostały tylko dwie dziewczyny z pierwszego, bądź drugiego roku. Ich cicha rozmowa wcale nie była taka ciekawa, jak można by się spodziewać, bo przecież szesnastoletniego niewtajemniczonego czarodzieja raczej nie interesują kucyki i ich maści. James zamierzał iść do swojego dormitorium, aby zaszyć się tam ze swoją gitarą, ale plany przerwali mu jego przyjaciele, którzy ze śmiechem weszli do pomieszczenia. Widząc J'a siedzącego przy kominku, skierowali się w jego stronę.
- Stary, co tak sam siedzisz? - zaśmiał się Tomm.
Odpowiedziało mu milczenie.
- A ty co? Normalnie jak baba, Potti - powiedział Thomas.
- Ja tutaj na was cały dzień czekam, nawet was szukałem, a wy macie mnie gdzieś! - wyjęczał James. - Co wyście tyle robili? Zdążyłem nawet porozmawiać z Nowym Złotym Chłopcem, Albusem domaluję-sobie-bliznę Potter…
- Ej, my też wcale nie mieliśmy łatwego życia! - stwierdził Thomson.
- Kojarzysz ostatnią lekcję transmutacji? - zapytał Krukon. - Dostaliśmy wtedy szlaban od nauczycielki.
- Odśwież mi pamięć, Thomas.
- Czy ty na każdej lekcji musisz spać? - zirytował się. - Lepiej niech Thomson zda relację.
Na twarz Gryfona wypłynął uśmiech.
- Wróć do nas Tomm - zaśmiał się Potter.
- Dobra, już stary. Ale to było piękne, zupełnie warte tego sześciogodzinnego szlabaniku u Filcha. Profesorka kazała nam zmieniać jaszczurki na ptaki, co wcale nie było takie łatwe! A ja założyłem się z nim - wskazał ręką na Krukona - że nie zamieni Patrika w pisklaka, a on przyjął zakład. Tak więc po chwili mieliśmy wielkie jajko, z którego wyszedł nasz drogi znajomy…
- Był cały z piór - dorzucił Thomas.
- I miał dziób! - zaśmiał się Tomm.
- Ja to przespałem?!
__


W pokoju wspólnym Slytherinu panował zgiełk. Jedni szykowali się na dodatkowe zajęcia, a jeszcze inni zaczęli przygotowywać się do pokojowych prywatek. Dzieci jak zwykle chciały ściągnąć książki z najwyższych półek, a ich starsi koledzy skutecznie im to utrudniali. W samym centrum całego zamieszania znalazła się Lili wraz z Will’em. Siedzieli na jednej z kanap, pogrążeni we własnych myślach. Co jakiś czas ktoś próbował się do nich dołączyć, lecz szóstoklasiści gasili wszelkie starania. Panna Nox, jak i Zabini mieli teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Niby takie nic. Niby nic wielkiego się nie stało, ale wystarczyło, by zostawić znamię w ich umysłach. Bo przecież nie ma nic gorszego niż świadomość skrzywdzenia bliskich. Tyle razy znaleźli się w tarapatach... Jednak nie na taką skalę. Wszystko się skumulowało. Nie wiedzieli jak mają interpretować swoje czyny i nie znali źródła swojego myślenia. Było to coś więcej niż zwykle. Coś co na  razie wychodziło poza ich możliwości.


__


Było już ciemno, a Nell postanowiła wybrać się na wieczorny, samotny spacer po błoniach Ubrała się ciepło i ruszyła do wyjścia. Energicznym krokiem przemierzała korytarze, aby po chwili znaleźć się na dworze. Od razu za cel obrała sobie stary dąb rosnący po północnej stronie jeziora. Szła, bawiąc się długim rzemykiem z runami, który dostała na początek drugiego roku nauki w Hogwarcie.
Rozmyślając nad jutrzejszym esejem z obrony przed czarną magią, który swoją drogą miała jeszcze niedokończony, dotarła na niewielką polankę, zakrytą przez olbrzymi dąb. Usiadła na korzeniu drzewa, tak aby opierać się o jego pień.
- Dwanaście i pół cala, włókno ze smoczego serca, ostrokrzew, lekko giętka - powiedziała, bawiąc się różdżką w rękach. Była ciemnobrązowa, a gdzieniegdzie miała przebłyski krwistej czerwieni.
Po chwili postanowiła poćwiczyć kilka zaklęć.
- Cave Inimicum - wyszeptała. Ta formułka miała ją informować o potencjalnym zagrożeniu w postaci innego ucznia, bądź nauczyciela kręcącego się w okolicy. - Confringo!
Skierowała różdżkę na małą stokrotkę, która natychmiast eksplodowała. W jej okolicy zrobiła się dziura.
Miała właśnie wypowiedzieć kolejne zaklęcie, gdy jej głowa zapłonęła żywym ogniem. Opadła bezwładnie na bok, a brodę miała opartą na kolanach. Z jej ust wyrwał się cichy jęk. Oczy zaszły mgłą, obraz się zamazał. Zacisnęła ręce w pięści, a paznokcie wbiły się w delikatną skórę dłoni.
Ten dźwięk.
Monotonny odgłos uderzeń metalowego młota, który nasilał się z każdą chwilą. W końcu nie słyszała już nic, jedynie jakby ciągły pisk… a potem oślepiła ją nagła jasność.


Stała w ciemnym pomieszczeniu. Przed nią znajdowała się marmurowa misa, z której wydobywały się głosy. Podeszła bliżej. Szepty powoli opanowywały jej umysł.
- Musicie go wskrzesić!
Zaczęła spadać w dół.


Nagle otworzyła oczy i zaczerpnęła powietrza.
Wszystko ucichło. Atak jak i wizja zniknęły tak samo szybko jak się pojawiły.


__


- Co tam u ciebie Will? - Lili przerwała wreszcie ciszę.
- Żyję. Jest dziwnie… No wiesz. Malfoy mówił mi o całej tej ciekawej sprawie - wzruszył ramionami.
Lili pokiwała głową.
- Rozumiem. Czyli wszyscy są już wtajemniczeni?
- Tak - uciął krótko. - I stwierdzam, że znaleźliśmy się w bagnie. Dużym bagnie - dodał chłopak.
Liliane zaśmiała się krótko.
- Dobrze o tym wiem. Jednak uważam, że można z tego łatwo wybrnąć…
- Tak, wiem - odpowiedział jej Will, dając do zrozumienia, że zna jej zamiary.
Między przyjaciółmi zapadła cisza.
__


Roztrzęsienie to za mało. Jej stan był w tej chwili znacznie gorszy. Od razu po “przebudzeniu się”, nie zwracając uwagi na otumanienie postanowiła wrócić do wieży. Szła tępo wpatrując się we własne buty, jakby one mogły jej pomóc.
Na dworze było dziwnie cicho, a położenie księżyca w lekko zachmurzonym niebie, wskazywało na okolice dwudziestej pierwszej. Do ciszy nocnej zostało kilkadziesiąt minut, co było chyba jedynym pozytywem jej wyprawy na błonia.
Przemknęła szybko do swojego pokoju. Był pusty, co przyjęła z ulgą. Serce nadal dudniło jej w piersi niemiłosiernie szybko. Położyła się na łóżku i spróbowała uspokoić oddech. Po chwili pomaszerowała do łazienki. Postawiła na długą, relaksującą kąpiel.
Czuła się dziwnie - jakby emocje chciały znaleźć swoje ujście, ale nie mogły. Odetchnęła głęboko, zanurzając się po samą brodę w gorącej wodzie. Znała te szepty. W trochę innej wersji, bardziej skomplikowanej. Jednak nigdy nie poruszyły tematu wskrzeszenia Voldemorta, a to co dzisiaj ujrzała, ta pusta misa, z której dochodziły głosy... Była jak epicentrum tego, czego bała się najbardziej. W pewnym sensie obrazowała początek, tę pustkę, którą odczuwała na początku.
"Możesz walczyć, ale nie wygrasz. Możesz się bronić, ale nie obronisz. Możesz próbować, ale nie odniesiesz sukcesu. Jesteś za słaba. Nie wygrasz, nie wygrasz, nie wygrasz."
Potem, gdy rozległ się pierwszy dźwięk, pierwsze słowa - początek układanki, to było jak nagłe olśnienie, prawda, którą trzeba zdobyć za wszelką cenę. Prawda, która pomoże, która da ukojenie.
To nie było ubrane w słowa. To było uczucie, potrzeba.
Pytanie jak to się skończy? Co one zrobią, gdy już nie będzie im potrzebna, gdy nie będzie zależności między nimi?
Spadnie w dół, w dziurę z zasklepionym wyjściem.



~~~

Oto przed wami rozdział 4!
Mamy nadzieję, że się spodoba.
Do następnego!

Rosie&Nella&Liliane