Rosie szybko zerwała się z łóżka, słysząc hałas, który dobiegał z okolic materaca Liliane. Rozejrzała się uważnie po pokoju. Po chwili na jej twarz wstąpił wredny uśmiech.
- Ily, nic ci się nie stało? - spytała z ironią, podchodząc do leżącej na podłodze współlokatorki, która próbowała zaciągnąć na siebie kołdrę z posłania, aby powrócić do upragnionego snu. Rosie widząc to, przewróciła oczami i nadepnęła na okrycie, by utrudnić przyjaciółce życie.
- Ross wiedźmo, stoisz mi na ręce! - syknęła ruda, otwierając zaspane zielone oczy i szamocząc się po podłodze, w próbie wyrwania ręki spod nogi ciemnowłosej. Rosie szybko ją zabrała, a kołdra spadła na twarz Nox, co wywołało następny uśmiech na twarzy panny Lestrange i zabójczy wyraz w oczach Lily.
- Ily rusz swoje szanowne cztery litery. Zaraz zaczynają się lekcje, a przypominać ci chyba nie muszę, co się dzieje kiedy je opuszczasz? Pierwsza lekcja jest z Krukonami. Nie dadzą nam żyć, zasypując wiązanką dezaprobaty nad naszymi wagarami.
Liliane westchnęła i potarła twarz dłonią, nasuwając na oczy włosy. Gdy tylko ujrzała ich kolor, odskoczyła do tyłu.
- Codziennie wydaje mi się, że to był tylko sen, że nigdy nie byłam ruda i co ranka dostaję zawodu, a ta cholerna farba nadal nie chce się zmyć - powiedziała lekko zachrypniętym, poirytowanym głosem. Rosie tylko się zaśmiała. Lily wstała z podłogi, przeciągnęła się i podeszła do szafy, by wyciągnąć swój mundurek.
- Wiesz po tym jak te durne napisy na moich ubraniach trzymały się dwa tygodnie, to spodziewaj się długiego czasu trwania twojej metamorfozy. Mimo to wydaje mi się, że ten rudy jest już trochę inny, bardziej… wyblakły - skwitowała Ross z poważną miną. Lily tylko popatrzyła na nią wilkiem, a ta zaczęła się wrednie śmiać.
__
Dzień zaczął się pięknie.
Na samym początku rozbrzmiał upiorny skrzek - budzik Rose Weasley, która miała na prawdę nieciekawy gust muzyczny. W tle zaczęła lecieć jakaś popowa piosenka, a wokalistka i jej cienki głosik wraz z upływem czasu śpiewali coraz głośniej.
- Boże, co to jest? - westchnęła Carmen, zakrywając głowę poduszką.
- Wyłącz to! - krzyknęła w tym samym momencie Nell.
- Nie wiem gdzie! - odwarknęła Ruda, w piżamie wychodząc z łóżka. Przebiegła przez cały pokój, rozglądając się za źródłem dźwięku. Po dłuższej chwili i kilkakrotnej zmianie piosenek znalazła ustrojstwo.
Szybka, bolesna pobudka? Odhaczone.
- Gdzie ty to kupiłaś? - zapytała Carmen wstając.
- Dostałam od mamy…
- Twoja matka cię w ogóle kocha? - powiedziała szatynka pół żartem, pół serio.
Panna Weasley wzruszyła ramionami. Posłała koleżance minę z wystawionym językiem i wróciła do łóżka, od razu zasypiając.
Nella spojrzała na blondynkę, a jej twarz wykrzywił charakterystyczny uśmieszek. Frostie cicho zakradła się do Rose i rzuciła na coś, co kształtem przypominało jej przyjaciółkę. Przez chwilę było słychać stłumiony krzyk, który natychmiast został zastąpiony śmiechem trzech Gryfonek.
__
Rosie po tym jak obudziła pannę Nox, skierowała się na korytarze szkolne. Napięcie trochę z niej spadło. Co prawda szykował się trudny dzień. Rozmowa z dziewczynami na temat ostatnich wydarzeń zajmowała większość jej myśli. Minęła kilka sal. Stanęła dopiero pod wielkimi drzwiami klasy, w której miała mieć zajęcia. Uznała, że w końcu wypadałoby zawitać na historię magii po ostatniej nieobecności. No ale co ona mogła poradzić? Nie jej wina, że akurat ta lekcja odbywała się jako pierwsza, dzień po zabawie. Dziewczyna uśmiechnęła się na samą myśl o mini SnakePartay po imprezie szkolnej.
__
Po dość nie przyjemnej pobudce Liliane umyła się i ubrała. Wychodząc z pokoju zastanawiała się gdzie znowu podziała się Smith i jej skrzekliwy głos. Jednak ta sprawa nie zajmowała długo jej myśli. Ten dzień nie zapowiadał się dobrze. Miała dzisiaj przeprowadzić rozmowę z Rosie i Nellą. Dobrze wiedziała, że nie będzie to proste. Przeszła przez pokój wspólny i skierowała się w stronę wyjścia z lochów. Szła w zamyśleniu w stronę sali, w której miała mieć zajęcia. Co chwilę mijała pojedynczych uczniów. Większość z hogwardczyków była w Wielkiej Sali i jadła jeszcze śniadanie, Lili jednak nie miała ochoty na jedzenie. Mimo tego, że nie bała się rozmowy, to wciąż na myśl o niej nie miło skręcało ją w żołądku. W końcu dotarła pod klasę pod którą była już Rosie. Uśmiechnęła się krzywo do przyjaciółki i usiadła na parapecie blisko wejścia, po czym oparła się o ścianę.
__
Co prawda dzień nie był słoneczny ani ciepły, ale humor nie opuścił Gryfonek, gdy schodziły na śniadanie. Przy stole dołączył do nich Potter z Thomsonem, a gdy wszyscy już zjedli, wybrali się na pierwszą tego dnia wspólną lekcję - transmutację. Zajęcia odbywały się w starej sali na trzecim piętrze, a uczył ich nie kto inny, jak sam profesor Edgar Hilson.
- Ciekawe, co dzisiaj będziemy robić? - zapytał James.
Nella wyciągnęła wolumin z torby. Otworzyła go na ostatniej lekcji, przewertowała kilka kartek i siląc się na spokojny ton, powiedziała:
- Według podręcznika dziś omawiamy animagów.
- Co mamy potem? - zmieniła temat Francuzka.
Złotooka spojrzała na nią z niemym podziękowaniem.
- My runy, Tomm z J wróżbiarstwo - nie da się zaprzeczyć, że tegoroczne plany lekcji były beznadziejne. Najpierw transmutacja z Hufflepuffem, starożytne runy i dwie godziny zaklęć z Krukonami, a na koniec ulubiony przedmiot wszystkich, czyli zielarstwo. W dodatku ze Ślizgonami...
- Trelawney, Trelawney przybywam! - zaśmiał się Potter. - Chciałbym kiedyś pogłaskać jej kulę...
- Jesteś obrzydliwy - stwierdziła Rose, obrzucając kuzyna spojrzeniem pełnym politowania. Zadzwonił dzwonek i to ona jako pierwsza weszła do sali. Reszta poszła w jej ślady, nawet nie siląc się na jakąkolwiek odpowiedź.
__
Umysł Rosie pracował na najwyższych obrotach. Postanowiła się dobrze przygotować na to co usłyszy. Prowadziła wewnętrzny monolog w celu wymyślenia odpowiedzi, jak i pytań na najistotniejsze tematy. Skierowała się do sióstr. Widocznie już zaczęły rozmowę. Dziewczyna lekko przyspieszyła.
__
- Lili? Możemy porozmawiać? - dziewczyny znajdowały się właśnie w drodze na wspólną, ostatnią lekcję, czyli zielarstwo. Gdy tylko młodsza bliźniaczka zauważyła swoją siostrę, postanowiła zagadać.
- O co chodzi? - zapytała Liliane zwalniając kroku.
- No wiesz… - nagle paznokcie stały się dla Nelli bardzo interesujące. Odetchnęła głęboko i wyszeptała: - O horkruksa, raczej horkruksy i, no cóż, o całe to badziewie, Ily.
- Dobrze - westchnęła ruda. Po chwili ciszy dodała: - Trzeba znaleźć Rosie.
Odpowiedziało jej kiwnięcie głową. Siostry szły dalej w niezręcznej ciszy, rozglądając się za panną Lestrange.
- Ej, poczekajcie - podeszła do nich córka Belli, która podążała za nimi.
Gdy się zrównały, Nella zaczęła:
- To jak już jesteśmy razem… - popatrzyła wymownie na Liliane, tak aby ta kontynuowała.
- Chodźmy w jakieś bardziej ustronne miejsce - zaproponowała ruda.
Uczennice skierowały się do jednej z nie używanych klas.
- Od kiedy wiesz o horkruksach? - zapytała młodsza bliźniaczka, gdy zamknęły drzwi i wyciszyły pomieszczenie.
- Od... - zaczęła powoli Lili. - Pamiętasz ten dzień na wakacjach kiedy poszłam z ciotką na zakupy?
"-Liliane, mam bardzo ważną rzecz do odebrania u Amelii Clearwater, poczekaj przed sklepem.
-Dobrze ciociu.
Bellatrix weszła do ciemnego sklepu z magicznymi stworzeniami, a Lily oparła się o ścianę i obserwowała ludzi szybko przemieszczających się po, jak kiedyś powiedziała jej ciotka, Dawnym Śmiertelnym Noktrunie, a teraz ulicy Albusa Dumbledora. Minęło kilkanaście minut. Bella wyszła ze sklepiku, na szyi miała zawieszony naszyjnik z dużym ciemnym kamieniem, którego wcześniej Lily nie zauważyła.
- Chodź, mam do załatwienia jeszcze parę rzeczy - powiedziała pani Lestrange i chwyciła ją za nadgarstek, na którym Liliane nosiła pamiątkę po rodzicach, bransoletę z białego złota przedstawiającą węża ze szmaragdowym okiem. Wąż pod wpływem dotyku zaczął się wić po całej ręce Lily.
Dziewczyna patrzyła jak urzeczona, natomiast Bella widząc to chwyciła za rękaw dziewczyny, zasłoniła nim przedramię swojej podopiecznej i pociągnęła w stronę ślepego zaułka. Tam odsłoniła jej rękę. Wąż nadal wił się po przedramieniu, a jego oczy świeciły. Ily pogłaskała metalowe łuski, a Bellatrix wciągnęła powietrze z sykiem. Gad wspiął się do wewnętrznej strony łokcia i wbił kły w zgięcie ręki panny Riddle, na co dziewczyna syknęła z bólu. Jej opiekunka z przerażeniem patrzyła, jak żyły dziewczyny uwypukliły się oraz zmieniły kolor na czarny. Wąż wyciągnął kły z ciała dziewczyny i powrócił na swoje miejsce, na nadgarstku i zastygł bez ruchu. Natomiast Ily opadła bez siły na ręce ciotki, która stała w głębokim szoku. Po chwili teleportowały się cicho."
- Jak zemdlałam to... - dziewczyna westchnęła i zamknęła oczy. - Tak jakbym przeniosła się gdzieś i... Usłyszałam głos który wyjaśnił mi wszystko... Że mam wam powiedzieć, gdy opuścimy Londyn bo po za nim jesteśmy bezpieczniejsi... Od tego czasu też śnią mi się dziwne rzeczy... I… Ja tego nie rozumiem - Lily schowała twarz w dłoniach.
- Mi również śnią się dziwne rzeczy. Albo raczej... mogę to nazwać wizjami... Objawiają się gdy odczuwam bardzo silne emocje. Nieważne jakie: gniew, smutek, radość, tęsknota - Nella spojrzała na Liliane nie ukrywając zaskoczenia. - Musi być coś, co to wszystko łączy, a ja chcę to usłyszeć od ciebie Ily.
- Ojciec powraca, chce abyśmy to my pomogły mu się odrodzić, Nell - Liliane chwyciła swoją siostrę za ramiona i spojrzała jej w oczy. - Rozumiesz? Możemy mieć rodzinę. Prawdziwą. Może ojciec znajdzie sposób na ożywienie mamy. I będziemy razem. Wszyscy. Tak jak zawsze chciałyśmy. Wystarczy tylko znaleźć księgę - Liliane z radością, a może raczej fanatyzmem, wpatrywała się w bliźniaczkę.
- Lili… źle wyglądasz. Wszystko w porządku? Jesteś jakaś blada… - westchnęła złotooka, po czym zaczęła poważnym tonem: - Liliane, jesteś pewna, że tego chcesz? Wiesz, co może się zdarzyć… Możesz tego nie wytrzymać, jak wszyscy dookoła…
Ruda odwróciła wzrok i fuknęła ze złością:
- Wątpisz we mnie? Czemu miałabym nie wytrzymać? To ojciec. Nasz ojciec. Mimo to jaki był dla wszystkich, musi nas kochać. Pamiętasz ile dobrego opowiadała o nim ciocia? Czego mamy się bać? - starsza bliźniaczka mówiła z przejęciem, nadzieją, ale w jej głosie można było znaleźć nutę powątpiewania w swoje słowa.
- Czego mamy się bać? Poważnie o to spytałaś? - Liliane chciała coś dodać, ale Nella jej nie słuchała. - Może i nie jestem Ślizgonem, może i nie jestem tobą, ale tutaj nie chodzi o to... Pamiętaj, że nie chodzi tylko o nas, Lily. Tutaj chodzi o wszystkich. Cały świat, naszych najbliższych... pomyślałaś, co stałoby się z Draconem? Albo Willem i jego ojcem? Nie, nie zrobiłaś tego.
- Myślałam Nellie, ale Głosy w śnie wszystko mi wyjaśniły - powiedziała wpatrując się tępo w podłogę. -Teraz mam czysty i otwarty umysł.
- Głosy w głowie? Ily, nawet jeżeli, to nie twoja opinia. One narzucają ci swoje zdanie... Uwierz. Wiem coś o tym - młodsza siostra podniosła się z ziemi.
- Ta sprawa jest jasna. Nie zrobimy tego - wcięła się Rosie, która była lekko znudzona. - Masz rację... Nikt zdrowy nie wpadłby na tak idiotyczny pomysł - skwitowała.
Nell pokiwała głową.
- O co wam chodzi?! To jest całkowicie moje zdanie i jestem tego pewna! Jestem w pełni zdrowa na umyśle! - Lily wykrzyknęła i wstała z biurka.
- Ily, ogarnij się! - młodsza bliźniaczka złapała ją uspokajająco za ramię, zmuszając by usiadła z powrotem. - Odpowiesz na kilka naszych pytań - wymieniła znaczące spojrzenie z Rosie i dokończyła: - a damy ci spokój. Tymczasowo.
Lily prychnęła z oburzeniem.
- Dacie mi spokój, jak Ronald Weasley naszej matce - szepnęła w amoku.
- Przestań gadać głupoty - warknęła Gryfonka.
- Ale to, że ojciec powróci będzie dla nas dobre, wreszcie będziemy mieć przynajmniej częściową rodzinę - jęknęła cicho dziewczyna, patrząc szklistymi oczami to na siostrę, to na przyjaciółkę i szukając w nich wsparcia.
- Naszą rodziną jest ciocia Bella i wujek, Scorpius, Will, Draco... James, Carmen i Tomm... przynajmniej dla mnie - odparła bliźniaczka.
- Oni nie są prawdziwą rodziną! To jest rodzina Rosie i twoi przyjaciele! - krzyknęła Ślizgonka. Po chwili dodała: - My mamy tylko siebie Nell.
- Nie prawda - zaprzeczyła szatynka, odwracając wzrok.
- Prawda, Nell. Zrozum to.
- Nie…
- DOBRA. Okay - stwierdziła ze złością dziewczyna. - Porozmawiajmy w takim razie na łatwiejszy temat. Na przykład o wakacjach. Co robiłyście w owy piękny dzień, o którym wam już opowiedziałam? - Lili wymusiła sztuczny uśmiech i założyła nogę na nogę.
- No, więc… - zaczęła Gryfonka.
“Właśnie zaczął się sierpień. Ten dzień miał być pierwszym słonecznym dniem od tygodnia. Słońce, żadnych chmur, a do tego lekki wiaterek. Ideał dnia.
Liliane wyruszyła na kolejny dzień z ciotką Bellą. Niby nie przeszkadzało to choćby córce Bellatrix, ale jednak zastanawiała ją nagła zmiana zdania matki w pewnych kwestiach. Mimo to, znalazła sobie towarzystwo. Razem z Nellą siedziały teraz na kanapie w salonie i śmiały się dosłownie ze wszystkiego. Obraz, podłoga, przyjaciele... bardzo zabawne, prawda?
Mimo tego, owy rodzaj spędzania czasu ma swoje granice. W końcu temat się wyczerpał i zaczęła się cisza, poprzedzona nudą.
W tym momencie Nella wpadła na pomysł. Jej złote oczy zaświeciły się. Nie była pewna, czy ta idea spodoba się Rosie, ale i tak miała zamiar ją przedstawić.
- Ross? Co ty na to, żeby zaprosić Scora i Will'a?
Ślizgonka popatrzyła na nią. Milczała, układając sobie w głowie wszystkie argumenty, aż w końcu rzuciła tylko:
- Czemu nie?
- To w takim razie wysyłamy list? - wyszczerzyła się szatynka.
- Tak - odparła tamta.
Po około dwudziestu minutach panicz Malfoy i panicz Zabini stali w drzwiach. Dziewczyny wpuściły ich do pokoju, lecz siedzenie tam jednogłośnie uznali za bezsensowne. Wtedy William zaproponował wyjście na zewnątrz, co bardzo spodobało się reszcie.
- Gdzie konkretnie chcecie iść? - zapytała Rosie. - Bo altana odpada. Remont - wzruszyła ramionami.
- Las? Można iść nad jeziorko - zaproponowała Nell. Zawsze bardzo lubiła tam chodzić, a szczególnie w lecie, kiedy było tak gorąco, że woda miała ponad dwadzieścia parę stopni.
- Jakoś... woda? - wymamrotał Scorpius. - Nie...
- Czyżbyś się bał? - zachichotała panna Nox.
- Chciałabyś. Po prostu jakoś się mi nie uśmiecha pewna kąpiel.
Dziewczyna w odpowiedzi prychnęła.
- To jak? - Ross przerwała bitwę wzrokową przyjaciół.
- Chodźmy na ogród. Tak po prostu - powiedział Will. - Jak dobrze pamiętam, to powinnaś mieć hamaki, prawda Rosie?
- Yhym - pokiwała twierdząco głową. - Są w schowku.
- To idź po nie kuzyneczko - rzekł z zadziornym uśmiechem Scorpius.
- I nie dosięgnij do nich - odpowiedziała z tym samym wyrazem twarzy.
- Niech William ci pomoże - mrugnął do niej blondyn.
- Ach, no tak - wyszczerzyła się perfidnie Rosie.
Zaraz potem Nella i Scor znaleźli się na ogrodzie, czekając na dwójkę przyjaciół.
- Jak się czuje panna Riddle? - zapytał z głupawym uśmieszkiem Malfoy, kiedy usiedli na trawie.
- Gorąco mi - odparła nawet na niego nie patrząc.
- Wiem, że tak działam na kobiety, ale bez przesady - zaśmiał się krótko.
- Mhm, tak właśnie - odpowiedziała zamyślona. Dzisiaj ciotka już któryś raz z rzędu nie wzięła jej ze sobą na zakupy.
- Opowiadaj kotku, kto ci złamał serduszko? - blondyn skrzyżował ręce za głową. Miał niezły ubaw.
- Nikt - burknęła tamta, kładąc się na trawie. Chłopak po chwili zrobił to samo. - Po prostu zastanawia mnie co robi teraz Ily...
- Na pewno nie podrywa ci Weasley'a - odparł tamten. To była faza... na dokuczanie przyjaciółce.
- Fuj - westchnęła tamta. Jakoś nagle ochota robienia na złość jej przeszła.
- Fuj? Przecież te rude włoski... i piegi...
- Scorpius!
- Nie zabijaj! - wybuchnął szczerym śmiechem.
- To mnie nie obrzydzaj. To tylko przyjaciel, znam go od jedenastego roku życia - wzruszyła ramionami, na ile pozycja w jakiej leżała, jej na to pozwoliła.
- Dobra, dobra - otarł łzy.
Dziewczyna obróciła się do niego, podkładając sobie rękę pod głowę. Za to drugą... Zaczęła kołtunić mu włosy.
Ten nie poruszył się, ale za to zagroził:
- Masz dwie sekundy, by zabrać rękę.
- Bo co mi zrobisz? Naślesz na mnie Fredzia? - wyszczerzyła się.
- Nie, ale Wywar Żywej Śmierci wydaje się być fajny - odparł.
- Czyżby?
- Oczywiście - skwitował. - Chyba, że załatwimy to w klasyczny sposób… Arszenik?
Nella nagle poczuła kujący ból w prawej ręce, która opadła bezwładnie z głowy Scorpiusa.
- Coś nie tak? - zapytał Malfoy widząc lekki grymas na twarzy dziewczyny.
- Nie, nic. Przeraziłam się po prostu twojej groźby.
Ten pokiwał głową, kończąc temat.
__
Rosie wraz z Zabinim skierowali się na półpiętro, nad piwnicą. Weszli do małego pomieszczenia, w którym znajdowały się przeróżne rzeczy. Po prawej stronie poukładane były stare księgi, po lewej eliksiry różnego pokroju. Na najwyższej półce, nad przyborami ogrodniczymi, leżały hamaki.
- No... to chyba nawet ja nie dosięgnę - zaśmiał się Will. - Mam pomysł. Podsadzę cię, a ty je weźmiesz.
- Żartujesz sobie - popatrzyła na niego poważnie. - Tam gdzieś powinien być stołek...
- Nie widzę go, chodź, tak będzie szybciej i prościej - mówiąc to podniósł ją za talię i czekał na rezultat.
- Natychmiast mnie puść! - krzyknęła dziewczyna. Poczuła się bardzo nieswojo w takowej sytuacji.
- Mała... po prostu je weź, przestań się mazgaić. W końcu jesteś Ślizgonką.
- Kiedy jeszcze nie dosięgam! - żachnęła. - Przeklęte skrzaty!
- Dobra, spróbujemy inaczej - postawił ją i sam klęknął, każąc dziewczynie wejść na swoje ramiona.
- Idę po taboret - popatrzyła na niego ze współczuciem. - Mam obcasy.
Chłopak jedynie przewrócił oczami.
Po kilku minutach dziewczyna wróciła z piwnicy, trzymając w rękach stołek.
- To co teraz? - Will wpatrywał się w nią z uśmiechem.
- Wejdziesz na stołek i zdejmiesz tamte oto, hamaczki - wskazała na nie ręką.
- Niech ci będzie.
Po chwili było po sprawie, a dwójka Ślizgonów wracała na ogród.
- Gdzie je zawiesimy? - zapytał Zab.
- Obok magnolii są drzewa - odpowiedziała Rosie.
- Ej, są tylko trzy hamaki! - powiedziała Gryfonka i znowu położyła się na trawie, dając im do zrozumienia, że dla niej nie ma różnicy, na czym się kładzie.
- Bez przesady Nell. Jako, że tak jakby jestem gospodarzem, to raczej wypada, że to ja sobie posiedzę na trawce - Rosie wyraźnie pokazała, że nie przyjmuje do wiadomości sprzeciwu.
- Jak chcesz - odpowiedziała Nella i położyła się na hamaku równoległym do Scora.
Rosie siedząc ze skrzyżowanymi nogami, opowiedziała jakiś kawał, po czym zaczęła się śmiać i jak się zdaje, rozmawiać z przelatującym motylem.
Do głowy Will'a wpadł świetny pomysł. Co gdyby...
- Postaw mnie! Zabini! - chłopak nie słuchał. Po prostu wziął ją na ręce i położył obok siebie (w sumie to na sobie, bo hamak był dość mały).
- Co ty robisz? - próbowała się wyrwać z uścisku.
- Leż kobieto, bo zakłócasz naturę, a podobno ją bardzo kochasz...
- Ale...
- Leż!
William usłyszał tylko ciche prychnięcie z jej strony.
Skoro tak, to dobrze. Nic nie zrobi. Usadowiła się, co miało wpływ na pogorszenie wygody chłopaka, i patrzyła w niebo.
Will za to uśmiechnął się z satysfakcją.
- Co tam kuzynie? - Ślizgonka zapytała jakby od niechcenia.
- Wszystko dob... - nie dokończył, ponieważ przerwała mu osoba, której nikt z nich nie chciałby teraz widzieć.
- Rosie Mairwen Lestrange!
Krzyk Bellatrix był na tyle głośny, by Rosie z Williamem spadli na ziemię. Kobieta emanowała wściekłością.
- Mamo... - Lestrange próbowała ją uspokoić. Bezskutecznie.
- Do domu! NATYCHMIAST! A wy się wynoście!
Przerażenie nastolatków osiągnęło zenitu. Rosie wiedząc, że słyszy ich cała okolica, poszła za matką.
- Co to miało być?! - krzyknęła Bella.
- Mamo, ja ci to wyjaśnię, tylko...
- Tylko co!? Prześpisz się z nim?!
I w tym momencie dziewczyna się załamała. Na jej twarzy pojawiły się wypieki, których bardzo nie chciała.
- Tylko bądź ciszej, bo słychać cię na kilometr.
- Ty śmiesz do mnie pyskować?!
- Mamo, ale...
- Ciociu! To nie wina Rosie! To ja wpadłam na ten pomysł! Nie wiń jej. Poza tym nic takiego się nie stało… - wtrąciła się Nella.
- Zamilcz! Dobrze wiem co widziałam. Nie obchodzi mnie czyj to pomysł! - warknęła.
- Ale ciociu! Oni nic takiego nie zrobili! To równocześnie mogłam być ja! - powiedziała Gryfonka.
- To rozmowa pomiędzy mną, a moją córką, Nello - kobieta odpowiedziała z wyższością. - Odprowadź waszych gości do drzwi.
- To jest nasza wspólna rozmowa. Ja też tam byłam - szatynka odwróciła się w stronę Scorpiusa i Willa, kiwając na nich głową. Chłopcy od razu zrozumieli intencję i udali się do jadalni, aby następnie wyjść tylnymi drzwiami z domu.
- Niestety nie - kobieta popatrzyła na swoją córkę. Dając znak, że to nie koniec rozmowy. - Do pokoi! JUŻ!
- Nie... - zaprzeczyła Gryfonka.
- Nella. Chodźmy - odezwała się Rosie i opuściła pokój.”
- Czyli to o to wtedy chodziło, Ross? Ta rozmowa po obiedzie? - zapytała starsza Riddle.
Młoda Lestrange nie poruszyła się przez chwilę, po to, by zaraz fuknąć i wyjść z pokoju. W końcu zaraz ma zielarstwo. Musi się uspokoić.
“Rosie znajdowała się w swoim pokoju. Było to nieduże pomieszczenie, ale mieściło dwuosobowe łóżko, szafę i biurko, na którym zawsze widoczny był harmider.
Dziewczyna miała słuchawki na uszach i szkicowała coś w bloku. Tak chciała się uspokoić. Jednak mimo starań, emocje nie uchodziły. Nawet list, który dostała od Dracona jej nie pocieszył, a zawierał zażalenie o braku pozdrowienia go, w sytuacji kiedy Nell pisała do Scora.
Ślizgonka nabiła sobie głowę wszystkimi emocjami naraz. Musiała je przezwyciężyć. Da radę, ale potrzebuje czasu.
Nie był on jej dany. Cudowne chwile spokoju, zakłócił skrzat informujący o obiedzie.
- Panienka wybaczy, ale wszyscy oczekują panienki w jadalni - odparł piskliwie.
- Już idę Dzwonku - rzuciła dziewczyna, po czym jak najszybciej wybiegła z pokoju.
Błyskawicznie przemknęła przez korytarz i wleciała do pokoju stołowego. Nie czekało ją miłe powitanie. Ojciec z matką byli najwyraźniej "lekko" poirytowani, a wnioskując po minach dziewczyn - zdążyli to pokazać.
- Rosie! W końcu do nas dołączyłaś!
- Przepraszam za spóźnienie. Nie słyszałam wołania - odpowiedziała grzecznie młodsza Lestrange.
- To moja wina, przepraszam - powiedziała Nella. - Zapomniałam ją zawołać.
- Nie odzywaj się, Nello - rozległ się syk pani domu.
- Ale cioci…
- Zamilcz!
- Spokojnie. Zjedzmy tę zupę, bo zaraz nam wystygnie - wtrąciła się Rosie. Jak na razie udawało się jej być opanowaną.
- A ty się nie odzywaj nie pytana! - wrzasnęła Bellatrix.
- Mamo, przecież ja nic nie robię. Jesteśmy głodni, to weźmy się do jedzenia.
Dziewczyna usiadła na swoim miejscu i nalała zupy. Przez dziesięć minut spożywania posiłku, nic się nie wydarzyło. Dopiero, kiedy siostry Riddle zaczęły swobodną wymianę zdań, atmosfera lekko się rozluźniła. Jednak nie trwało to długo, ponieważ pani Lestrange podjęła rozmowę.
- Rosie może ty też pochwalisz się jak spędziłaś dzień?
- Dobrze. Nic ciekawego się nie wydarzyło - uśmiechnęła się lekko.
- Nie wstydź się, ojciec chętnie posłucha - odparła Bella ze szczyptą goryczy.
- Ale kiedy nic wartego opowiadania się nie wydarzyło - głos Rosie był słodki, ale wzrok wbiła w twarz matki.
Tamta z równie uroczym uśmiechem zwróciła się do męża:
- Nasza córka dzisiaj urządziła sobie spotkanie towarzyskie na naszym ogrodzie. Zgadnij kogo zaprosiła... - zaśmiała się ironicznie. - Młodego Zabiniego!
Rudolf Lestrange groźnie spojrzał na córkę, ale nic nie odpowiedział.
- Co w tym takiego złego, hm? - spytała się Rosie. - Co to ma za znaczenie?
- O tym sobie właśnie teraz porozmawiamy - wtrąciła się Bellatrix.
Kobieta kazała wszystkim wyjść i została sama z córką. Wszyscy posłusznie spełnili jej nakaz.
- Czekam na odpowiedź - warknęła dziewczyna. Były same. Koniec udawania.
- Zachowujesz się jakbyś nie wiedziała, że jego rodzina to zdrajcy - powiedziała Bella z głosem przesiąkniętym jadem.
- Zdrajcy? Przepraszam, ale nawet jeśli jego matka taka jest, to on nie musi - odparła córka.
- Wychowany przez zdrajców też jest zdrajcą. Moja panno od kiedy masz zapędy do kłócenia się ze mną? - powiedziała z kpiną.
- Od kiedy wbrew zasadom próbujecie mi układać życie. Nigdy nie dałam ci powodu do zawodu, nie zadaję się ze szlamami, więc o co ci chodzi?! - krzyknęła dziewczyna.
- Nie podnoś głosu w stosunku do mnie! Nie dałaś mi powodu do zawodu, tak? Zawiodłaś mnie w momencie kiedy spoufaliłaś się potomkiem tych zdrajców krwi!
- To jest Z-A-B-I-N-I! Nie Weasley!
- Przestań pyskować! Zdrajca krwi to zdrajca krwi. Nie różni się pod tym względem niczym od innych zdrajców! Myślisz, że Weasley’owie nie byli kiedyś szanowaną rodziną?! Uczysz się historii rodzin czystej krwi od dziecka, powinnaś to wiedzieć!
- Znam się z Willem od dzieciństwa, a poza tym, tu nie chodzi też o to. Wpadasz do domu i wyżywasz się na mnie! Może zdradzisz mi powód twej agresji? - zakpiła Rosie.
- Jeśli uważasz, że jestem agresywna, to jeszcze nigdy nie widziałaś u mnie złości i agresji! Nie potrafisz odpowiednio dobierać sobie znajomych?! Smith też znasz od dzieciństwa, a z nią się nie przyjaźnisz!
- Zaczynam myśleć, że mnie nie szanujesz! Nie widziałam cię w złości?! To skąd odziedziczyłam przydomek psychopatka?! - Ślizgonka zaczęła wymachiwać rękoma.
- Moja panno JA cię nie szanuję?! A co powiesz o swoim szacunku do mnie?!
- Na moment wyparował MAMUSIU!
- Jak śmiesz! - krzyknęła Bella w istnej furii. Kobieta krótko machnęła różdżką, po czym jej córka upadła. Bellatrix stanęła nad nią i syknęła. - Jak możesz zachowywać się tak niegodnie ty mała...
- Ciociu zostaw ją! - do pokoju wparowała Nella. - Jak możesz być taka?!
Kobieta podeszła do dziewczyny, a Rosie korzystając z jej nieuwagi stanęła na równe nogi.
- Zostaw nas Nello - warknęła Bella. - Rosie była nieposłuszna, a teraz ponosi tego konsekwencje.
- To jest... - więcej Gryfonka nie dała rady powiedzieć, bo została trafiona zaklęciem. Zaklęciem torturującym.
Upadła na ziemię i krzyknęła.
- Przestań - wycedziła przez zęby Rosie.
Po około minucie, Bella odpuściła. Gdy zaklęcie przestało działać, rzuciła zaklęcie zapomnienia.
Nella zemdlała, a głos zabrała młodsza Lestrange.
- Tyle warte jest słowo arystokraty? - zapytała z drwiną.
- Najpierw naucz się być arystokratką, a wtedy wnoś swoje zażalenia - skwitowała matka, po czym opuściła pokój.
Za chwilę Gryfonka wstała cała obolała. Złapała się za głowę i spojrzała z niezrozumieniem na przyjaciółkę. Rosie podeszła do niej.
- Co się stało? - zapytała słabym głosem.
- Zasłabłaś... ale jest już dobrze - skłamała gładko Ross.
- Ta-ak?
- Tak, chodź, zaprowadzę cię do pokoju.”
Młodsza panna Riddle spojrzała dziwnie na siostrę.
- Ona to ma tupet.
Lily nadal siedziała z opuszczoną głową. Zrozumiała, że naprawdę coś się z nią dzieje. W głowie miała natłok myśli. Aby go przerwać powtarzała sobie w głowie przepisy na eliksiry. Jednak to nie skutkowało.
- Ily… mamy zaraz zielarstwo. Chodź - Nella zabrała torbę z oparcia krzesła. Zdjęła zaklęcie z pomieszczenia i już miała wyjść, gdy zdała sobie z czegoś sprawę. Zakryła usta ręką, ale pisk i tak przetoczył się przez klasę.
Liliane momentalnie zerwała się na nogi i rozejrzała. Z niezrozumieniem spojrzała na siostrę.
- Ja... nic. Chodźmy już.
Lily wzruszyła ramionami i w zamyśleniu wyszła za siostrą.
__
Drzwi do szklarni otworzyły się i uczniowie szóstego roku z Domu Węża oraz Lwa, weszli do środka. Każdy z obecnych zajął swoje miejsce przy dwóch podłużnych stołach, ciągnących się przez całą długość pomieszczenia. Nauczyciel zamknął drzwi, przez które na samym końcu przecisnęła się Rosie, a zaraz po niej bliźniaczki. Profesor rozpoczął lekcję. Zielarstwo było jednym z tych zajęć, których nie lubiło większość uczniów, a w szczególności Ślizgoni. Siedzenie i wysłuchiwanie wykładu na temat Mniszków Lekarskich stawało się nudne już po kilku minutach, dlatego też kilku genialnych przedstawicieli Domu Węża postanowiło poprawić sobie humor kosztem Gryfonki.
- Co ty robisz?! - krzyknęła dziewczyna, odpychając o siebie łaskoczącą ją rękę chłopaka.
- No nie mów, że cię to nie kręci - mrugnął do niej brunet o nazwisku Kotton.
- Chyba w twoich snach! - warknęła nieco zbyt głośno Gryfonka.
- Skąd wiedziałaś? - wtrącił się szatyn z naprzeciwka.
- Proszę skończyć tę głupią wymianę zdań! - krzyknął pan Longbottom.
- To nie moja wina, profesorze! To on zaczął! - napuszyła się panna North.
- Nieprawda, panie profesorze!
- Ona bredzi, jak oni wszyscy! - wciął się blondyn.
- To North zaczęła zaczepiać Roberta!
- Kłamca!
- Przestańcie się kłócić idioci! - wtrącił James.
- Zamknij się Potter! - krzyknął ktoś z drugiej części klasy.
- Sam się zamknij Alberth - warknął Fredrik Weasley.
- A kim ty jesteś żeby go uciszać?! - dodał cynicznie Scorpius.
- Serio Malfoy? Tylko na tyle cię stać?! - odpowiedział mu Fred.
- No uważaj, bo taki Weasley będzie mówić arystokracie co ma robić - żachnął z pożałowaniem William.
- Ty szu…
- Cisza! - w końcu dało się usłyszeć głos nauczyciela. - Zawsze z wami jest to samo! A skoro przesadzenie was nic nie dało, to tym razem zostaniecie dobrani w trzyosobowe zespoły. Zrobicie dla mnie projekt o roślinach wodnych, a jeśli to nie zadziała… do końca roku szkolnego będziecie przychodzić w sobotę na szlaban! Wszyscy, razem!
Cała sala w jednej chwili ucichła. Potem profesor zaczął wypisywać na tablicy składy drużyn, a w klasie rozległy się jęki rozpaczy. Każdy chciał być w grupie z kimś innym, ale nauczyciel był nieustępliwy i zbywał prośby uczniów. Tak oto Rosie wylądowała w zespole z Tomem Thomsonem i Jamesem Potterem, Nella ze Scorpiusem i Rose Weasley, Lili z Timmem Nottem i Fredrikiem Weasleyem, a Will z Carmen Frostie i Ashley Smith.
__
Panna Lestrange właśnie wróciła z lasu, do którego udała się zaraz po lekcji. Nie była smutna, czy zaskoczona. Nagle pewne zdarzenia nabrały sensu. Rosie złapała się za głowę na samą myśl o tym. Schowała wcześniej czytany list od rodziców i skierowała się na błonia. Przyspieszyła. Na dworze wiał nieprzyjemny wiatr, który przeszywał dziewczynę na wylot. Zaczęła rozglądać się na boki, ale mimo to nie zauważyła, że zaraz na kogoś wpadnie. Na przeciw niej szedł równie zamyślony Timothy Nott. Nagle Rosie mocno uderzyła w jego klatkę piersiową i tylko dzięki szybkiemu refleksowi Ślizgona nie zaliczyła bliskiego spotkania z ziemią.
- Cześć Rosie - przywitał się chłopak, puszczając ramiona koleżanki.
- Hej… i dzięki - odpowiedziała mu, lekko chwiejąc się na nogach.
Szybko jednak odzyskała równowagę.
- Nie ma za co - powiedział. - Uważaj, bo jakbyś wpadła na takiego Puchona, to oboje byście leżeli na ziemi - Nott był wyraźnie zamyślony i nie miał humoru.
- A potem odnaleźliby go pod ziemią - rzuciła. - Ha, ha, ha -z cynizmem skomentowała swoją wypowiedź.
Tim zrobił ponurą minę.
- Co tam? - zagadnęła Lestrange, po chwili spaceru w ciszy.
- A jest w miarę dobrze. A u ciebie? - zapytał.
- Tak samo jak u ciebie, Nott - skrzywiła się lekko.
Chłopak przeczesał włosy palcami.
- Dziś jest bardzo piękny dzień, nieprawdaż? - mówiąc to spojrzał w ciężkie niebo i spochmurniał jeszcze bardziej.
- Zgadzam się - odparła. - Hmm… Co cię gryzie Timmothy?
- A takie tam. Męskie sprawy - powiedział, a na jego usta wpłynął mały uśmiech. - A ciebie co męczy, Rosie?
- Moja rodzina i bliźniaczki - powiedziała bez skrupułów.
- Mogę powiedzieć, że mój humor też jest w jakiejś części spowodowany przez moją kochaną rodzinę - Tim westchnął ciężko. - Ci ludzie kiedyś sprawią, że zamieszkam gdzieś w lesie, samotnie, bez żadnych kontaktów z ludźmi.
- Podzielimy ten las na nas dwoje - burknęła córka Belli.
Musiała przyznać, że Timothy miał najbardziej zbliżoną sytuację rodzinną do niej. Mimo tego, że rzadko rozmawiali, często się rozumieli.
- A do tego zgubiłem swoją ulubioną płytę - powiedział, robiąc smutną minkę.
Panna Lestrange parsknęła śmiechem i pokiwała głową z politowaniem. Następnie poczęła patrzeć na ziemię i liczyć kroki.
Nott wpatrywał się tępo w las i myślał. Jego chwilowo dobry humor uciekł w mig, a do głowy wdarły mu się natrętne myśli.
Po chwili mówienia do niego jak do ściany, Rosie zaczęła się niecierpliwić.
- Nott, mów do mnie! - potrząsnęła za jego ramię.
- Co? - Tim spojrzał na Rosie nieobecnym wzrokiem.
- Obojętnie - skwitowała. - Zachowujemy się jak Mcstara-Zrzęda - spojrzała na niego z niebezpieczną iskrą w oczach.
Chłopak uśmiechnął się i powiedział:
- Trzeba to skończyć, więc czy ty i twoje nieprzyzwoicie nielegalne w naszym wieku trunki, macie czas dziś wieczorem? Wiesz, mogę przynieść też własne.
- Stoi - kiwnęła głową.
__
Lili siedziała w swoim pokoju i czytała, próbując się uspokoić. Może raczej próbowała czytać. Nie mogła zrozumieć żadnego słowa, napisanego w jej ulubionym tomiku czarnej poezji Natana Ray'a. Gdy po raz kolejny sunęła wzrokiem po literkach, których za nic nie mogła złożyć w całość, nie wytrzymała. Wstała i ze złością rzuciła książką o podłogę, po czym wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Po rozmowie z dziewczynami i Zielarstwie, na którym jej nerwy zostały poddane kolejnej próbie, pragnęła choć chwilę odetchnąć. Przestać myśleć. Jednak wciąż męczyły ją natrętne myśli. Miała dosyć. Przebiegła pokój wspólny i wyszła na korytarz. Szła przed siebie, starając się zmienić tok swojego rozumowania. Wciąż powtarzała sobie przepis na babeczki swojej mamy. To niestety nie skutkowało. Jej głową zawładnęły wizje, których od dawna próbowała uniknąć.
__
Gdy zielarstwo dobiegło końca, a grupa przyjaciół opuściła już błonia, wszyscy rozeszli się w swoje strony. James z Tomm’em stwierdzili, że muszą coś załatwić, Carmen poszła do pokoju przygotować się do zadania, a Rose chciała jeszcze dziś wysłać list do rodziców, dlatego udała się do sowiarnii.
Nella postanowiła wrócić się i pochodzić wokół jeziora. Musiała wszystko sobie przemyśleć i przeanalizować. Szczególnie zachowanie siostry i ciotki Belli. Cała ta sprawa wydawała jej się dziwnie podejrzana i nie do końca… dopracowana. Horkruks-wężuś wstrzykujący Lili coś do żył? I ta jej późniejsza mowa… jakby ktoś ją opętał, a może nie ktoś, tylko coś? I Bellatrix, z opowiadań Liliane wyglądała, jakby o wszystkim wiedziała, albo przynajmniej podejrzewała co się dzieje.
Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę. W myślach kazała bransoletce się pokazać. Zaraz też złoto zmaterializowało się na jej nadgarstku. Obejrzała je ze wszystkich stron, ale niczym szczególnym się nie wyróżniało. Jedynie małe, szmaragdowe oczka węża patrzyły na nią z satysfakcją.
Tego, że był żywy Nella była pewna. Miał w sobie przecież kawałek duszy Voldemorta… Nagle wpadła na szalony pomysł.
- Ojcze… - wyszeptała, ale na szczęście nic się nie stało. Zasłoniła horkruks rękawem bordowej bluzki i usiadła na pomoście. Odetchnęła głęboko, próbując uspokoić skołatane nerwy.
__
- Scorpius, zaczekaj! - krzyknęła Lestrange, kiedy zobaczyła kuzyna. - Cześć Tim - pożegnała Nott’a i zaczęła biec za blondynem.
Scorpius zatrzymał się i odwrócił w stronę ciemnowłosej.
- Musimy pogadać - rzuciła łapiąc oddech.
- Słucham cię, Ross - powiedział blondyn, patrząc uważnie na kuzynkę.
- Dostałam dzisiaj list od rodziców.
Źrenice chłopaka powiększyły się w geście zdumienia.
- Co piszą? - zapytał.
- No właśnie… Wujek przyjeżdża na święta - skwitowała.
Chłopak spojrzał na nią z zaskoczeniem i paniką.
- Ale jak? Przecież… Na pewno coś wymyślimy, nie bój się. Poproszę tatę, wyjedziemy w góry, zgodzi się - zapewniał ją szybko.
- Zabiją mnie kiedy wrócę… ALBO - przerwała z przerażeniem - nas znajdą… No wiesz. Do siedemnastych urodzin mamy lipę - wspomniała ‘ciemiączko’, czyli innymi słowy możliwość wytropienia nieletnich nawet na końcu świata.
- Cholerna wykrywalność - syknął chłopak, po czym powiedział do kuzynki: - W każdym razie wymyślimy coś, mamy jeszcze czas, nie martw się.
- Tia…
__
Po długim siedzeniu w samotności na jednym z korytarzy, pod jakimś gobelinem i kłóceniu się z jego mieszkańcem, Liliane postanowiła odnaleźć Tim’a oraz Weasley’a, aby zrobić projekt na zielarstwo. Szybciej jednak przeszła się do biblioteki po księgę o roślinach wodnych, żeby wiedzieć czego można szukać. Wracając trzymała księgę w rękach i wertowała ją strona po stronie, aby znaleźć jakąś ciekawą roślinę. Nie zauważyła jednak schodów, do których coraz szybciej się zbliżała. W ostatniej chwili poczuła mocne szarpnięcie za kołnierz od koszuli, co sprawiło, że poleciała w tył, ale jednak udało jej się odzyskać równowagę.
- Lili, patrz pod nogi. Co się dzisiaj z wami dzieje? - usłyszała za plecami głos Nott’a.
Zamknęła książkę i spojrzała na rozciągające się przed nią schody.
- Dzięki - powiedziała, odwracając się w stronę chłopaka. - Właśnie miałam cię szukać.
Tom uśmiechnął się do koleżanki i zabrał z jej rąk książkę.
- Projekt? - zapytał, przeglądając tom.
- Tak, teraz zostało nam tylko znaleźć Weasley'a - sapnęła ciężko dziewczyna.
- Widziałem go jakąś chwilę temu na błoniach - powiedział i pociągnął dziewczynę w stronę wyjścia. - Znalazłaś już roślinę, którą mamy znaleźć?
- Tak, uznałam, że Niebieskie Pterowidłaki Lotne są bardzo ciekawe.
- Czemu? - chłopak spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Bo jedynie ich nazwę udało mi się przeczytać - zaśmiała się zimno Lili. - Wiesz, mam dzisiaj problemy z koncentracją.
- Lili, patrz pod nogi. Co się dzisiaj z wami dzieje? - usłyszała za plecami głos Nott’a.
Zamknęła książkę i spojrzała na rozciągające się przed nią schody.
- Dzięki - powiedziała, odwracając się w stronę chłopaka. - Właśnie miałam cię szukać.
Tom uśmiechnął się do koleżanki i zabrał z jej rąk książkę.
- Projekt? - zapytał, przeglądając tom.
- Tak, teraz zostało nam tylko znaleźć Weasley'a - sapnęła ciężko dziewczyna.
- Widziałem go jakąś chwilę temu na błoniach - powiedział i pociągnął dziewczynę w stronę wyjścia. - Znalazłaś już roślinę, którą mamy znaleźć?
- Tak, uznałam, że Niebieskie Pterowidłaki Lotne są bardzo ciekawe.
- Czemu? - chłopak spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Bo jedynie ich nazwę udało mi się przeczytać - zaśmiała się zimno Lili. - Wiesz, mam dzisiaj problemy z koncentracją.
__
Zrobiło się zimno, a mimo słońca, przy jeziorze pojawiła się mgła. Widoczność ograniczyła się do dziesięciu metrów tak, że z końca pomostu nie było widać ziemi. Jej bluza nie była zbyt ciepła, więc postanowiła wrócić do zamku. Otrząsając się z zamyślenia podniosła swoje rzeczy z desek i ruszyła w stronę szkoły. Po kilkudziesięciu metrach postanowiła urządzić sobie rozgrzewkę przed nurkowaniem w jeziorze.
Biegła lekko na oślep, potykając się niekiedy o korzenie i kamienie, jednak to jej nie przeszkadzało. Była w swoim żywiole. Mięśnie miała napięte, ale właśnie to powodowało u niej relaks. Przestała myśleć, starała się jedynie oddychać równomiernie, gdy z chwili na chwilę przyśpieszała tępo. Na chwilę nawet zamknęła oczy, które łzawiły od zimnego powietrza.
Tak, bieganie było zdecydowanie jedną z ulubionych czynności Nelli.
Gdy w końcu znalazła się na dziedzińcu policzki miała czerwone, a oddech krótki i urywany. Jednak na jej twarzy pojawił się mały uśmiech, sugerujący w jakim stanie znajdowała się Gryfonka.
__
Po rozmowie z kuzynem, Rosie znalazła James’a i Tomm’a. Musiała trochę się namęczyć. Jak się okazało, szukali się nawzajem, mijając o włos. Zaraz też Gryfoni podeszli do niej i zagadnęli:
- Lestrange - zaczął James. - Skoro musimy zrobić razem projekt, to może omówmy wszystkie szczegóły. Znam takie jedno miejsce, tam nikt nam nie przeszkodzi… ani nas nie zobaczy.
- Tia… - odpowiedziała. - W takim razie prowadź. Im mniej osób zauważy naszą rozmowę, tym lepiej - dodała ze sztucznym uśmiechem.
- Tędy, droga psychopatko - obydwoje ruszyli w kierunku schodów, a panna Lestrange podążyła za nimi. Po chwili podeszli do obrazu przedstawiającego stół, przy którym siedział siwowłosy czarodziej. Widząc Gryfonów wraz z Ślizgonką, począł mamrotać coś pod nosem. Tomm nie chcąc mieszać się w konfrontację z obrazem, szybko otworzył przejście i nie czekając na towarzyszy wszedł do środka.
Wnętrze nie było specjalnie strojne. Szare ściany, kanapa z wyblakłej skóry i jasny dywan. Pomieszczenie oświetlały dwie pochodnie, a co za tym idzie, panował półmrok.
- Więc… jakieś pomysły? - westchnął Thomson siadając.
Panna Lestrange razem z Potterem zaprzeczyli.
- Na pewno nic banalnego - stwierdziła po chwili dziewczyna.
- Zróbmy coś o planktonie i po sprawie - podsumował Tomm.
- Ja nie jestem Nella. Za próbę zwalenia na mnie myślenia, czeka cię kara Thomson - popatrzyła na niego przeszywająco.
- Wyluzuj mała…
- Plankton odpada ‘Asie’ Hogwartu - zadrwiła z lekko znudzonym tonem.
- Odpuść sobie, dobra? Przecież nic takie nie powiedziałem… podałem tylko przykład, okej? Wiesz, taka mała burza mózgów - westchnął, rozsiadając się wygodniej.
- “Zróbmy coś o planktonie i po sprawie” - zacytowała go. - To jest burza mózgów u Gryfonów? Większą odbywam przy ustalaniu kolejności pójścia do łazienki.
- Na prawdę bardzo obchodzi mnie twoja łazienka, ale jakbyś nie zauważyła, to jedyny przykład, który mamy, podałem właśnie ja, Lestrange.
- Dobra - popatrzyła z zażenowaniem w sufit. - Ostatnio czytałam podręcznik do zielarstwa - uśmiechnęła się wrednie - i było tam coś o wodorostach zmieniających kolor skóry - dopowiedziała.
- Podobno rosną bardzo głęboko - stwierdził Potter wzruszając ramionami. Tomm popatrzył na niego dziwnie. - Nella kiedyś mówiła, że nawet do... dwustu metrów? Coś koło tego.
- Boisz się?- uniosła jedną brew. - Poza tym, to do dwudziestu metrów, geniuszu.
- Dobra, nieważne. Nie, nie boję się. To jak?
- Sama to zaproponowałam, Potter. A ty...
- Lestrange - przerwał jej w połowie zdania - ja tylko pytam czy wszystkim pasuje - pokręcił głową.
- Ja też próbowałam, nadęty przyjacielu Nelli - odparła dziewczyna. - Staram się normalnie prowadzić dialog, pomimo totalnego braku ochoty, a ty mi przerywasz.
- Normalnie? Według ciebie nazywanie mnie nadętym jest normalne!?
- Tak Złoty Juniorze - skrzywiła się. - Jest to mój najmilszy ton, na jaki mnie teraz stać.
- A co się stało, mała psychopatko, że masz taki humorek? - burknął Tomm.
- Po pierwsze: przydzielili mnie do Gryfonów, którzy każde zadanie spisują od panny Nox. Po drugie: listowna wiadomość o niespodziance, o której nic się nie dowiem aż do świąt - zaczęła wyliczać na palcach z dziwnym tonem.
- Powtarzasz się - stwierdził Tomm.
- A mnie się wydaje, że rodzina, a szkoła lub przyjaciele to trzy różne rzeczy… a raczej się ich nie miesza, przynajmniej zostawiłabyś emocje związane z tą niespodzianką dla siebie, a nie przenosiła ich na nas. Zarażasz teraz wszystkim, co negatywne - powiedział James.
- Schlebiasz mi. Masz rację… tak jak twoja kuzyneczka, od siedmiu boleści, przed wakacjami. Czekaj jak to szło? - przerwała na moment. - “Jak zwykle nie da ludziom normalnie funkcjonować. Najwyraźniej taka jest rola całej jej rodziny” - zacytowała.
Chłopak w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Ja to ja, ona to ona. Widzisz różnicę…? - zapytał powoli.
- Moja matka, to moja matka, a nie ja. Widzisz różnicę?
- Czyżby ukryty sens? - zaśmiał się Tomm.
- Słuchaj Rosie - zaczął Potter, wyciągając do dziewczyny rękę. - Zróbmy to zadanie normalnie, możemy się nawet ignorować, ale nie obrażajmy się, bo to nie ma sensu. Wrócimy do tego po zadaniu. Pasuje?
- Tak panie Szlachetne Serduszko - popatrzyła na jego gest, jakby był czymś zupełnie nie na miejscu.
- Cieszę się psychopatko - chłopak zabrał rękę.
- Jak zawsze Potter - powiedziała, po czym dopowiedziała w myślac: - Tylko szkoda, że zawsze nie tym co trzeba.
__
- To powiecie mi czego mamy szukać? - odezwał się Fredrik po raz pierwszy odkąd Lili i Tim go znaleźli.
Nott otworzył księgę na odpowiedniej stronie i pokazał gryfonowi małą, strzępiastą, turkusową roślinę.
- Podział pracy wygląda w ten sposób: ja zostaję na brzegu i zajmuję się opisaniem głównych cech, zastosowań i tak dalej, a wy idziecie do jeziora przynieść tego kwiatka - powiedziała Lili, siadając na jednym z przybrzeżnych kamieni.
Po omówieniu wszystkiego Fred z nietęgą miną skierował się w stronę jeziora. Tim znacząco spojrzał na Lili i poszedł za Gryfonem. Stojąc po kostki w wodzie oboje rzucili na siebie zaklęcie i weszli do głębin jeziora.
Nott otworzył księgę na odpowiedniej stronie i pokazał gryfonowi małą, strzępiastą, turkusową roślinę.
- Podział pracy wygląda w ten sposób: ja zostaję na brzegu i zajmuję się opisaniem głównych cech, zastosowań i tak dalej, a wy idziecie do jeziora przynieść tego kwiatka - powiedziała Lili, siadając na jednym z przybrzeżnych kamieni.
Po omówieniu wszystkiego Fred z nietęgą miną skierował się w stronę jeziora. Tim znacząco spojrzał na Lili i poszedł za Gryfonem. Stojąc po kostki w wodzie oboje rzucili na siebie zaklęcie i weszli do głębin jeziora.
__
Woda była lodowata.
Tak lodowata, że aż musieli rzucić na siebie zaklęcie ocieplające.
Nella, Scropius i Rose w przemoczonych ubraniach płynęli coraz głębiej i głębiej. Tutaj docierało zdecydowanie mniej światła, a i woda była zimniejsza. W ostatniej chwili, przed samym wskoczeniem do jeziora ustalili, że opiszą gąbki; wpadli na ten pomysł głównie dzięki Scorpiusowi, który przypomniał sobie dziecięce lata, kiedy to razem z Rosie zawsze oglądali mugolską bajkę o przygodach gąbki, rozgwiazdy i innych żyjątek. Dlatego teraz musieli zejść na głębokie tereny… Jak Malfoy się uprze, to nic nie przekona go do innej decyzji. Szczególnie, że gąbki są zaliczane do zwierząt, a nie roślin…
Przepłynęli kilka metrów wgłąb. Nie zajęło im to dużo czasu, dlatego też szybko zaczęli dopatrywać się szukanych przez siebie okazów.
Po dłuższej chwili znaleźli pojedynczą, dużą gąbkę. Była ona czarno-zielona i poruszała się wraz z pływami. Gdy coś bliżej niej podpłynęło, jak to mieli okazję zobaczyć na przykładzie małej rybki, zmniejszała się i zmieniała kolor, starając się wtopić w środowisko, co niekoniecznie jej wychodziło, bo przybrała jadowicie żółty kolor.
Oczywiście radocha Scorpiusa była jeszcze większa.
Dziewczyny pozostawiając jego reakcję bez komentarza, podpłynęły jeszcze bliżej i ostrożnie, wyciągnęły ją z piasku, po czym za pomocą zaklęcia sprawiły, że gąbka nie tonęła, ale cały czas była koło nich. Wspólnie stwierdzili, że przydałoby się kilka różnych gatunków tego stworzenia, aby nauczyciel się nie czepiał.
__
Córka Belli wraz z Gryfonami znajdowali się przy jeziorze. Nie miała ochoty na kąpiel w tak zimnej wodzie, ale chłopaki mieli jej protesty za nic. Wskoczyli do niej, urządzając sobie zawody we wstrzymywaniu oddechu. Dziewczyna powoli znużyła się po pas, po czym trzęsąc się z zimna, wyszła na brzeg.
- Dawaj Lestrange! - na powierzchnię wynurzył się Tomm.
- Oczywiście, Thomson - przewróciła oczami. - Ja w przeciwieństwie do was, mam rozum.
- Jak już się zanurzysz, to robi się cieplej - westchnął nurkując.
- No właśnie - odpowiedziała. - Gdy zamarzasz, teoretycznie jest ci coraz cieplej - skończyła ze zrezygnowaniem. Brunetka, uprzednio rzucając na siebie zaklęcie, weszła do wody. Kilka dodatkowych ruchów różdżką, a wokół twarzy dziewczyny pojawiła się bańka z powietrzem. Chłopaki widząc poczynania Rosie, postanowili zrobić to samo. Tym razem zaczęli się przekomarzać, u którego bańka jest większa…
- Salazarze - westchnęła Ślizgonka. - Możecie się uspokoić?! - zapytała, podpływając do nich bliżej.
- Tomm… to chyba nie będzie tak proste, jak myśleliśmy - James wyglądał na naprawdę przygnębionego. Zaraz jednak jego oblicze rozświetlił uśmiech. - Znam lepszy sposób. Na nią!
Dziewczyna nie zdążyła zareagować, gdy Gryfoni podpłynęli i zaczęli ją łaskotać. Córka Belli dusząc śmiech, wyrwała się. Zmierzyła zabójczym wzrokiem obu nastolatków i wyrażając gestem chęć mordu, popłynęła głębiej, słysząc za sobą kolejne wybuchy śmiechu James’a i Tomm’a.
Przyśpieszyła tępo tak, że znalazła się jakieś piętnaście metrów przed nimi. Rozglądając się na boki ujrzała ciemnozielone wodorosty, swoim wyglądem przypominające długie, cienkie balony. Podpłynęła do nich i pobrała próbkę. Następnie kilka metrów dalej zobaczyła szukane przez nich rośliny - wodorosty Fuco. Podpłynęła bliżej i dotknęła jednego z nich. Momentalnie opuszki jej palców zmieniły kolor na fioletowy. Przywołała ręką pozostałych, aby ostrożnie je zerwali.
__
Will po długich negocjacjach ze swoimi bystrymi partnerkami, popłynął na dno w poszukiwaniu małych kwiatków o czerwonym kolorze. Nie była to bardzo wyszukana roślinka, ale to innego mógł zrobić, kiedy Smith nic innego nie wymyśli, a panna Carmen nie raczyła stawić się na czas.
Chłopak ominął duży las wodorostów i odnalazł to czego szukał. Pobrał kilka próbek i skierował się ku górze. Jednak zanim dotarł na powierzchnię, zobaczył bardzo interesujący widok, a w jego głowie zrodziła się idea...
__
Gdy otrzymali zadowalającą liczbę gąbek, stwierdzili, że nie ma sensu siedzieć w takiej lodówie. Co prawda Scorpius chciał jeszcze pooglądać kilka żółtych gąbek, ale po dłuższej namowie i obietnicy powrotu do jeziora zgodził się wyjść na brzeg. Rose razem z Nellą miały ze sobą po kilka różnokolorowych okazów, ale Scor wolał najwidoczniej bujać w obłokach. Wynurzanie się było także dużo łatwiejsze, gdyż nie musieli rozglądać się dookoła, dlatego w krótkim czasie znaleźli się na brzegu.
Gdy już się osuszyli, blondyn spoważniał.
- Jesteśmy pierwsi? - spytał, przeczesując palcami grzywkę.
- Najwyraźniej - stwierdziła Nell i usiadła na pomoście.
- Ciekawe jak Fredrik wytrzymuje z Nott’em i twoją siostrą - odezwała się po chwili panna Weasley.
- Normalnie - turkusowowłosa wzruszyła ramionami. - Zadanie, to zadanie.
- Ech… - wymamrotała Ruda.
Wtem tafla lekko się zmąciła, a po chwili z wody wyskoczyły dwie osoby… Fredrik z Timmem.
__
Kiedy Rosie razem z Gryfonami zerwali potrzebną ilość wodorostów, zaczęli kierować się ku powierzchni. James z Thomem popłynęli przodem, kiedy Rosie zatrzymała się, by obejrzeć kuliste roślinki z kolcami. Były niebieskie, przy końcach granatowe. Gdy podpłynęła bliżej, coś wyskoczyło zza jej pleców. Dziewczyna nie była na to przygotowana, więc automatycznie obróciła się do tyłu. Wtedy to kuliste wodorosty pod wpływem gwałtownych ruchów wypuściły kolce, przebijając bańkę dziewczyny.
Rosie zaczęła się dusić. Z przestrachu chciała nabrać powietrza, lecz do jej płuc dostała się tylko woda. Jakby przez mgłę widziała Tomm’a odpychającego Zabiniego, potem czuła już tylko silne ręce, ciągnące ją ku powierzchni. A może ku dnu? Sama nie była pewna, gdzie jest góra, a gdzie dół. Następnie nie widziała już nic. Kiedy znów odzyskała świadomość, czuła silne uciski jej klatki piersiowej i wdychane w jej płuca powietrze. Momentalnie wypluła większość wody i odetchnęła na swoich słabych siłach. Następnie poczuła silny skurcz i zwymiotowała na ziemię obok. Spojrzała na Tomm’a otwierając usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydostał. Rozejrzała się dookoła. Widząc stojącego niedaleko Zabiniego, podniosła się z zamiarem zrobienia mu krzywdy, jednak gdy tylko zrobiła krok, upadła na ziemię, obijając kolana do krwi. Ktoś pomógł jej wstać. Nie tracąc czasu na jakiekolwiek rozmyślanie, rzuciła wściekłe spojrzenie Will’owi. Zanim jednak odwróciła wzrok od chłopaka, ujrzała James’a Potter’a, który nie prawiąc się w ceremoniały, uderzył Ślizgona w twarz. Oczywiście zaraz zebrało się jeszcze większe grono gapiów. Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że spora grupa ludzi zwróciła uwagę Scorpiusa, który zabrał kuzynkę do pokoju.
__
Czekając na chłopaków, Lili zdążyła skończyć cały opis rośliny. Siedziała i patrzyła na taflę jeziora, która co chwilę była mącona przez wychodzących na brzeg uczniów szóstego roku. Gdy Nella i jej grupa wychylili się już na powierzchnię, Ślizgonka zaczęła się denerwować. Jednak po kilku minutach z wody wyszli też Tim z Fredem. Podeszli do dziewczyny i przedyskutowali sprawy związane z prezentacją projektu. Pożegnali się i Lili wraz z Timmem, omijając dużą grupę ludzi, poszli w stronę zamku.
__
- Co za idiota - warknęła panna Lestrange kiedy byli w dormitorium dziewczyny. Z pomocą blondyna usiadła na łóżku. Ten zajął miejsce koło niej. Otulił kuzynkę kocem i zapytał:
- Rosie, co tam się stało?
- Podpłynęłam do jakiś tam kulistych wodorostów, a ten kretyn wyskoczył mi zza pleców. Wystraszyłam się i pod wpływem ruchu, te cholerne roślinki strzeliły kolcami i przebiły moją bańkę - powiedziała jednocześnie kaszląc.
Na twarzy chłopaka można było widzieć wyraźny zarys złości, jednak jego głos był bardzo spokojny:
- Chcesz coś do picia?
- Herbatę - uśmiechnęła się lekko, ale z charakterystycznie uniesionym kącikiem ust.
Scorpius machnął różdżką i na stoliku pojawił się zielony kubek, wypełniony parującą herbatą. Ślizgonka wzięła naczynie, a następnie przywołała pergamin i pióro. Chłopak spojrzał na nią z niezrozumieniem i zainteresowaniem. Ta nie zwracając na to uwagi, zaczęła pisać. Gdy skończyła, zawołała swoją sowę Noxi i podała jej zapieczętowaną kopertę. Po chwili czarny ptak wyleciał przez okno. Lestrange przeniosła wzrok na blondyna i widząc jego minę odparła:
- List do Dracona. Dobrze wiemy, że wcześniej czy później napuścisz na mnie pielęgniarkę, a wtedy dowiedzą się o tym incydencie wszyscy. Łącznie z rodzicami, a starczy mi z nimi problemów jak na razie.
- Czyli teraz czekamy na mojego ojca?
- Taaa… - dziewczyna oparła się o ramię chłopaka. - Mam dość. Ten dzień gorszy być nie może… I nie. Nic się teraz chrzanić jeszcze bardziej nie będzie - powiedziała do powietrza.
- Nigdy nie możesz być pewna - westchnął Scorpius, a po chwili dodał: - Wiem, że to mój przyjaciel, ale nie mogę powiedzieć, że mu nic nie zrobię.
- Ja też - stwierdziła sucho. - Jest jeszcze kwestia tego czegoś na mojej ręce i kochanych rodziców, którzy nagle chcą coś mi powiedzieć na święta. To jest przesada jak na jeden rok mojego życia.
Ślizgon przytulił kuzynkę i pogładził ją po plecach.
- Zobaczysz, wszystko się ułoży.
- Chciałabym. Los arystokratów jest wkurzający.
- Wiem, Ross. Wiem - westchnął. - Zdaję sobie sprawę też, że ty masz dużo gorzej, niż ja. Te wszystkie zwyczaje i tak dalej, których mój tato tak na prawdę nie przestrzega i ma ich dosyć…
- I dlatego twoje życie jest prostsze - zamknęła oczy. - Nie masz do czynienia z wieloma dziwnymi sytuacjami, takimi jak stany załamania, torturowanie przyjaciół i wymazywanie pamięci - wyrzuciła z siebie.
Chłopak tylko mocniej ją przytulił.
- Wszystko będzie dobrze. Z jakiś czas będziemy się z tego wszystkiego śmiać - położył głowę na jej ramieniu.
- Oczywiście - zabrzmiała pokrzepiająco, mimo że hamowała łzy.
- Ross… Ja na prawdę dzisiaj zrobię mu krzywdę.
Dziewczyna zaśmiała się smutno, ale nie odpowiedziała.
Ślizgoni nie rozmawiali więcej, aż do przyjazdu Dracona. Ten lekko zdyszany wparował do pokoju i zaczął o wszystko wypytywać. Po ogólnym opisaniu zdarzenia, Rosie wraz ze Smokiem udali się do gabinetu dyrektorki po zwolnienie. Scorpius natomiast zaszył się w swoim dormitorium.
Lastrange i Draco w ciszy przemierzali długie korytarze szkoły. Stojąc przy kamiennym gargulcu uświadomili sobie, że oboje nie znają hasła. Po chwili jednak posąg odsunął się, ukazując długie schody, po których weszli. Mcgonagall czekała na nich siedząc za biurkiem. Dracon spostrzegł, że pomieszczenie nie zmieniło się bardzo od czasów Albusa Dumbledora. Nawet niektóre portrety byłego dyrektora nadal wisiały na swoich miejscach. Zmianą, która rzucała się w oczy, był brak ognistego ptaka.
- Panie Malfoy? Co pan tutaj robi? - spytała zdziwiona kobieta, wstając i prostując spódnicę.
- Dzień dobry - odparł blondyn. - Mamy do pani sprawę.
- Proszę, siadajcie - wskazała na fotele przy biurku i sama usiadła na swoim miejscu. - Herbaty?
- Ja dziękuję - powiedziała Rosie, delikatnie odchrząkając, by nie usłyszała tego dyrektorka.
- Więc mówcie, co was do mnie sprowadza? - zapytała Minerwa, po czym wzięła łyk z porcelanowej filiżanki.
- Chciałbym zwolnić Rosie na jakiś czas ze szkoły. Powodem są sprawy rodzinne - głos zabrał były Ślizgon.
- Panie Malfoy, o zwolnienie ucznia może prosić jego rodzic lub opiekun prawny. Ma pan chociaż list z prośbą od państwa Lastrange?
- Jestem jej kuzynem. I już dawno osiągnąłem dorosłość, pani profesor. Mogę za nią odpowiadać - odparł Draco z lekkim zażenowaniem.
- Tak, jest pan dorosły i może pan za nią odpowiadać, ale w statucie jest wyraźnie napisanie, że tylko rodzic, bądź w wyjątkowych przypadkach, opiekun prawny ma prawo prosić o zwolnienie ucznia ze szkoły - powiedziała kobieta.
- Pani profesor - wcięła się Lestrange, która była już lekko podenerwowana. - Draco sprawuje nade mną opiekę jeśli rodzice są w pracy. Jest moim opiekunem, tak?
- Panienko Lastrange, to nie jest tak do końca. Jednak widzę po waszych minach, że jest to ważne, więc tym razem mogę zrobić wyjątek. Ale proszę o doręczenie sową listu od twoich rodziców z prośbą o zwolnienie. Wiedzcie, że to jest ostatni raz kiedy zgadzam się na taką rzecz - westchnęła Mcgonagall.
Rosie wraz ze Smokiem wyszli z gabinetu dyrektorki i skierowali się na główny korytarz. Szli razem, aż do miejsca, gdzie drogi się rozwidlały. Jedna skręcała w lewo i w dół, druga szła cały czas prosto. Blondyn wtedy zakomunikował, by jego kuzynka zarzekała przy obrazie przedstawiającym centaury, który znajdował się dalej za krzyżówką. On sam udał się po rzeczy dziewczyny.
Gdy tylko Malfoy zniknął za zakrętem, Rosie poczuła niesamowitą ulgę. Mogła przestać na chwile udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy wydawałoby się, że jej drogi oddechowe... i co dziwne serce, zaraz strawi ogień. Ból zajmował każdą jej komórkę, co sprawiało, że jeden wdech i wydech kosztował ją mnóstwo wysiłku. Przeszła parę kroków, tak by znaleźć się przy ścianie. Przywarła do niej prawym bokiem i zamknęła oczy, próbując opanować dręczące ją uczucie.
Gdy tylko Malfoy zniknął za zakrętem, Rosie poczuła niesamowitą ulgę. Mogła przestać na chwile udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy wydawałoby się, że jej drogi oddechowe... i co dziwne serce, zaraz strawi ogień. Ból zajmował każdą jej komórkę, co sprawiało, że jeden wdech i wydech kosztował ją mnóstwo wysiłku. Przeszła parę kroków, tak by znaleźć się przy ścianie. Przywarła do niej prawym bokiem i zamknęła oczy, próbując opanować dręczące ją uczucie.
- Lestrange? Wszystko w porządku? - poczuła silny uścisk na ramieniu jeszcze przed pytaniem.
Natychmiast odwróciła wzrok na nowo przybyłą osobę - bruneta z niebieskimi oczami.
- Thomson? Co ty tu robisz? I nie. Nic mi nie jest - wyprostowała się.
- Szukałem cię - chłopak przez krótki czas się zawahał, jednak po chwili dodał - Chciałem sprawdzić, czy… funkcjonujesz normalnie.
- Wszystko w normie - odparła, jednak chyba nie zabrzmiała wiarygodnie. Poczuła silny skurcz oskrzeli i automatycznie się skrzywiła.
- Taa, właśnie widzę. Twój umysł może próbować mnie oszukać, ale ciało… Ciało nie może, Rosie - przerwał, wpatrując się w podłogę. - Dlatego zapytam jeszcze raz. Coś cię bo...
- Nie - odpowiedziała, jak się okazało za szybko. Gdy tylko z powrotem zamknęła usta, zakręciło się jej w głowie i opierając się o ścianę, prawie zsunęła się na posadzkę.
Reakcja Tomm’a była natychmiastowa. Przytrzymał brunetkę za ramię, podciągając ją do pionu, tak by opierała się na jego klatce piersiowej.
- Rosie, czy ktoś po ciebie przyjechał? Sama sobie z tym nie poradzisz - westchnął.
Dziewczyna spojrzała w miejsce, gdzie skręcała droga, po czym wystękała:
- Draco jest. Poszedł po moje rzeczy.
- I zostawił cię tutaj samą? Wiesz, że twoje serce przestało wtedy bić?
- Dobrze udaję - odparła, z lekko podniesionym kącikiem ust. - I tak jakby w ich oczach mój stan nie jest… hmmm… krytyczny?
- Bo nie jest krytyczny - stwierdził Gryfon. - W tym momencie jest jednocześnie lepiej i gorzej, niż było. Gdzie ten cały Draco, co? Nie będziesz mi mdleć na rękach…
- Zaraz będzie, a poza tym, możesz mnie puścić. Dam sobie radę Thomson - odpowiedziała z wyższością dziewczyna.
- Nie sądzę Lestrange - odparł puszczając jej oczko. - Przestań udawać Mała.
- Ja nie udaję… i uważaj sobie. Jak trzymasz się nazwiska, to nie nazywaj mnie tak, jak to zrobiłeś - powiedziała przeciągle.
- Zastanowię się nad tym, Maluszku…
- Thomson radzę przystopować - warknęła. - Nawet teraz jestem wstanie cię skrzywdzić.
- Ale mnie nie zabijesz, a rany mogę wyleczyć - wzruszył ramionami. - Poza tym to ja cię trzymam, a ty nie masz zbyt dużo siły fizycznej, a co dopiero magicznej - wyszczerzył się.
- Nigdy, przenigdy nie podważaj mojej magii, zrozumiano?
- Tak, tak - odparł lekceważąco, obracając dziewczynę twarzą w swoją stronę.
Ta tylko prychnęła mu w twarz i wymamrotała coś cicho, jednak zbyt niezrozumiale, by cokolwiek zrozumieć.
- Dziwnie rozmawia się z czyimiś włosami, nie wyobrażaj sobie za dużo - uśmiechnął się poruszając zabawnie brwiami.
- Czyżby honorowy Gryfon groził poturbowanej osobie? - zapytała zadzierając głowę do góry.
Źrenice Thomsona się rozszerzyły.
- Podobno nie jesteś poturbowana - przekrzywił głowę. - Gdzieżbym śmiał grozić… jestem tylko małym wychowankiem Domu Lwa…
- Którym nie pasuje ironia - przewróciła oczami. - Inne fajne rzeczy też - westchnęła, uśmiechając się wrednie. - Gdzie jest ten Malfoy?
- Tego nie wiem, ale zdradzę ci pewien sekret… - nachylił się nad nią tak, aby mógł szeptać centralnie do jej ucha. - Tiara chciała przydzielić mnie do Slytherinu, ale widocznie mam za mało czystej krwi - dodał lekko pochmurniejąc.
- Dobrze wiedzieć, że wywarło to na tobie takie piętno. Ale jeśli chodzi o czystą krew - przerwała. - Ze Slytherinu eliminuje tylko bycie szlamą… emm… mugolakiem - poprawiła się po chwili.
Chłopak nie odpowiedział.
Dziewczyna chciała coś jeszcze dodać, ale przeszkodził jej w tym Malfoy, który kierował się do nich wraz z kufrem.
- Rosie, jestem! - zagadnął głośniejszym tonem, po czym jednak zauważył Gryfona. - Kto to?
- Tomm Thomson - powiedział brunet, wyciągając rękę w kierunku byłego Ślizgona. - Pańska kuzynka nie miała siły żeby stać, więc jej pomogłem… nie przewrócić się.
Blondyn groźnie zmierzył dziewczynę, po czym skinął głową na Gryfona. Ten z kolei wypuścił z uścisku pannę Lestrange, która od razu wsparła się o Dracona, w międzyczasie uświadamiając gestem Thomsonowi, że go zabije.
- Wybacz Lestrange, ale to dla twojego dobra - niebieskooki kiwając głową, pożegnał córkę Belli i jej kuzyna, po czym udał się w stronę wieży Gryfonów.
~~~
I oto rozdział 3!
Bardzo dużo się działo, jest też nawiązanie do kilku ważnych wątków...
Ogólnie jesteśmy zadowolone (:
Do następnego razu i nie zapominajcie zaznaczyć swojej obecności!
Chociaż jedno słowo!
~Nella, Rosie i Lily